środa, 28 sierpnia 2013

H.

Ciężko się podnieść po tak długiej przerwie. Brak czasu, motywacji. Przepraszam, że tak długo zajmuje mi spełnienie mojej obietnicy, ale jeżeli mam wystartować z czymś nowym, to pragnę, by było to oryginalne, niebanalne, zwariowane, emocjonujące i przede wszystkim moje. Nawet jeśli miało by być o czymś innym niż o chłopakach, to chcę,  by było warto na to czekać. Mam nadzieje, że zobaczymy się niedługo.
Do następnego.;))
H.

środa, 24 kwietnia 2013

Powracający z odległej krainy bełkot H.

Witam wszystkich, którzy jeszcze pamiętają o istnieniu tego bloga i przeczytają mój, jak to zawarłam w tytule, bełkot.
Już mówię o co mi chodzi ( choć sama jeszcze dokładnie tego nie wiem). Po prostu poczułam usilną potrzebę zajęcia ludzi swoją osobą.
Sekretem nie jest, że w tym roku ( dokładnie za dwa tygodnie) zaczynam matury ( aaa!), dlatego też tak stąd znikłam i nigdzie się nie pojawiałam. Przepraszam wszystkich bardzo. Bardzo. Chciałabym to zmienić, ale siedzę nad książkami średnio cały czas. Ale.. jak tylko skończę to całe dopasowywanie się do systemu, czyli matury to wrócę. Już teraz zapowiadam swój wielki powrót. Cieszycie się?
Jeszcze nie wiem co chcę pisać, czy wgl będę coś pisać, ale jedno jest pewne chcę to robić. To jest mój sposób na zwalczanie stresu i wgl. W przyszłości mogę nie mieć szans tego robić, więc dlaczego nie teraz. Popierajmy pisanie! Załóżmy związek i tak dalej. Do sedna. Ja tu wrócę i znajdę czas na czytanie waszych opowiadań. Nawet nie wiecie jak mi jest przykro, kiedy nie mogę znaleźć nawet 10 min, żeby usiąść przed ekranem mojego komputera, który ciągle zasłania jakaś pożyteczna książka. Tak, czy inaczej bez zbędnego użalania się nad sobą stwierdzam, że ludziom, którym zależy na czytaniu moich wypocin dam tę przyjemność, a tym którym nie zależy.. Mam ich gdzieś, w skrócie.
Podsumowując mój bełkot: (Ci, którzy nie chcą czytać całości mogą po prostu przeczytać tę cześć. Będzie szybciej) Wrócę do was z nowymi pomysłami, wypoczęta ( jeżeli naukę można nazwać odpoczynkiem), pełna nowej werwy ( bo kończę szkołę, tarararara) i wgl w całym mym "majestacie". Jednym słowem: początek. Do tego odwiedzę wszystkie wasze blogi i nadrobię. Nie będę szczędziła krytyki i pochwał nie myślcie sobie.. I tak dalej. Rozumiecie o co chodzi..
W takim razie nie rozwlekam się dłużej, zadaje ostanie pytanie i się żegnam.
O czym chcielibyście czytać?
Pozdrawiam i do zobaczenia,
H.

czwartek, 10 stycznia 2013

Odc. 37. Over



37. Over.

Enjoy ;)

Czy moje życie jest dramatyczne? A może to po prostu jakaś psychodeliczna komedia? Chyba, że to już koniec scenariusza. Zdążyłam przeczytać ostatnia kartkę. Nie. Przecież żyję i cały czas piszę nowe zdania.. Linijka po linijce. Swoją drogą nie wysilam się ostatnimi czasy. To też jakiś sposób na życie. Pozwolić, by los przejął kontrolę. Każdy dzień był taki sam.. Kiedy w końcu przeznaczenie zatoczy koło i pokaże mi swoje drugie oblicze, będę gotowa. Teraz już tak..
Czemu nachodzą mnie takie myśli? Czemu tutaj? Nie mam pojęcia. Może to przez ostatnie wydarzenia, bezsenne noce i wahania. A może… Nie, na pewno nie. Staczam się. Robię się jakimś pseudofilozofem, tracę na wartości, a mimo to ludzie wciąż do mnie lgną nie widząc mojej duszy. To przecież ona jest kluczem. Pokochaj duszę, a dostaniesz ciało. Proste.
I znów uciekam myślami. Jak często się można na tym łapać. Do skutku, oczywiście.
Czuję ciepły dotyk na mojej dłoni. Delikatny. Doskonale wiem skąd pochodzi. Nie chcę jednak się obrócić i spojrzeć na źródło. Próbuję się uwolnić. Wyrafinowanie i sprytnie zabieram rękę, tak by nie urazić siedzącego obok chłopaka. Wiem dokładnie czego chciał. Słyszę szept i obracam się machinalnie.
- Musimy pogadać. – szepcze Dan. W zamyśleniu kiwam głową tak jakbym nie do końca zdawała sobie sprawę ze znaczenia tych słów. Doskonale wiem jak będzie przebiegała ta rozmowa. Przeprowadzałam ją w ostatnich tygodniach chyba z milion razy. Nie bałam się.
Wykład się skończył. Wstałam z miejsca i kroczyłam prosto do wyjścia. To były dzisiaj moje ostatnie zajęcia. Dan mnie dogonił i złapał za dłoń, bym nie miała wyboru i musiała stanąć. Obróciłam się twarzą do niego i w milczeniu patrzyłam na jego skupioną minę, która dodawała mu powagi i jakiejś dziwacznej wyrazistości.
- Liv, musimy porozmawiać. – po raz drugi wypowiedział te słowa. Po raz drugi skinęłam głową. Wyszłam, a chłopak poszedł za mną. Znał mnie i wiedział, że tym razem dotarło.
Zaprowadziłam go do niewielkiej kawiarni na rogu. Często się tam spotykaliśmy. Na początku tylko „służbowo” , w sprawach związanych z wykładami, czy szeroko pojętymi studiami. Później jako przyjaciele. Teraz jako… zagubieni.
Usiadłam przy pierwszym lepszym stoliku i zamówiłam wodę. Rozparłam się wygodnie na krześle i obserwowałam zdenerwowanie mojego rozmówcy, uśmiechając się kącikiem ust.
- Słucham. – rzuciłam.
- Liv, nie katuj mnie więcej. Podejmij decyzję.
- Nie mam czego podejmować. Czego ty ode mnie chcesz, Dan?- zapytałam opierając się na łokciach.
- Odpowiedzi. Wiesz jakie jest pytanie.
- Przypomnij mi, bo za rzadko je słyszę. – zironizowałam. Miałam ochotę jakoś go odwieść od tego całego pomysłu. Lubiłam go, ale powoli działał mi na nerwy.
- Czemu nie możesz mnie pokochać?- zapytał z wyraźnym niedowierzaniem pomieszanym ze zrezygnowaniem. Pokręciłam głowa z uśmiechem igrającym na ustach.
- Nie jestem w stanie kochać.
- Już to słyszałem. Wiesz, co nie wierze ci. To przez niego prawda? On się nie zdecyduje na żaden ruch. – powiedział mi kpiąco. Wzruszyłam ramionami.
-Już  to słyszałam.- Rzuciłam na stolik pięć funtów, wstałam i wyszłam. Po chwili chłopak już był za mną.
- Liv.!
Nawet się nie obróciłam. Przecież ile można dać się przepraszać za niestosowność. Widocznie Dan bardzo chciał obrócić w pył naszą przyjaźń. Zresztą jak większość moich przyjaciół.

Trzasnęłam drzwiami i weszłam do domu. Gemma siedziała w miękkim, puchowym fotelu wyglądającym jak duża poduszka i oglądała serial skubiąc chałwę. Na kanapie siedział Louis, jego dziewczyna El i Harry.
- Jak zajęcia? – zapytała Gemma nawet się nie obracając.
-Zajęcia w porządku.- odpowiedziałam wykrzywiając się. Ge znała mnie tak długo, że nawet nie musiała zerkać na moją minę. Z samego tonu głosu wywnioskowała, że coś jest nie tak. Odwiesiłam kurtkę na wieszak i weszłam do pokoju. Rzuciłam torbę pod ściana i usiadłam koło Gemmy opierając głowę na jej kolanach.
- Dali wam chyba wycisk, bo marnie wyglądasz.. – rzuciła Eleaonor. Pokręciłam głową..
- Albo.. – zawahała się Ge.- Znów rozmawiałaś z Danem.
- Daj spokój. – powiedziałam. Poczułam na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych.
- O co chodzi? – zapytał Lou.
- O to samo co zawsze.. – odparłam.
- Chyba muszę z nim pogadać. – odezwał się Harry.
- Nic nie zmienisz dzięki. – rzuciłam, skubiąc chałwowego batona Gemmy.
- To co może to zmienić?- wtrąciła El.
- Nic. I tylko jedno, czego brak.
- To znaczy?
- Heroizmu. – odpowiedziałam jak najbardziej poważnie. Nie chciałam się obracać , gdy zatopiły się we mnie zielone tęczówki. Znów poczułam pustkę i samotność. Jak długo jeszcze?

Gdy coś tracisz uzmysławiasz sobie jak bardzo ci tego brakuje. Czujesz pustkę, której nic nie może załatać. Nie wiem już ile razy to czułem z powodu dziewczyny. Wiele. Już się chyba przyzwyczaiłem do tego uczucia. Nie wiem ile czasu już minęło.. Chyba coś koło dwóch lat.
Wszyscy ode mnie czegoś oczekiwali. Czegoś na co w ogóle nie miałem ochoty. Chcieli, bym wreszcie zaczął działać. A ja nie mogłem.. Nie mogłem dopóki nie byłem pewny. A nie byłem. Miałem mętlik w głowie.
Liv znów wyjechała. Niedaleko, bo tylko do Szkocji na praktyki, a daleko. Zwykle, gdy wyjeżdżała, czy jakkolwiek znikała czułem niepokój. Wiedziałem, że nic jej się nie może stać, a jednak. W tych chwilach, gdy jej obok nie było dałbym się za nią zabić. Tęskniłem jak szalony.. Kręciłem się nie mogąc sobie znaleźć miejsca, myślałem o niej dniami, śniłem nocami.. Przysięgałem sobie, że dam nam szansę, że będę o nią walczył.. I wtedy ona wracała.. Cały niepokój opadał, a obietnice spływały po mnie. Nie dotrzymywałem samemu sobie słowa. Czułem się bezpiecznie.. Przecież ona zawsze koło mnie była, po co miałbym się wysilać, trudzić? Nienawidziłem siebie za to, ale kiedy ona była w pobliżu nic się nie działo.. Chyba jestem jakiś dziwny. A może po prostu za dużo przeszliśmy. Chciałem zakończyć to jakoś z klasą, ale nie potrafiłem.. Ciągnęło się to nasze marne romansidło i nic nie było w stanie mnie ruszyć. Nawet uganiający się za nią chłopak, był dla mnie niczym. Przecież ona go nie chciała.
Codzienne przepychanki słowne wprowadzały mnie w znakomity nastrój i tylko jedno mnie martwiło. Wyraz jej oczu. Olewający wszystko, nieobecny i smutny.. Ciągle czekający. Wiedziałem, że na darmo i czułem się jak ostatni drań. Byłem nim. Nie chciałem się angażować. Dlaczego? Bo to boli, a ja i tak wszystko miałem.
Myślałem tak do dnia, gdy Liv wróciła z miesięcznych praktyk. Tuż przed świętami.
Bardziej niż siebie, i swojej postawy nienawidziłem tego, że mogę ją stracić. Wcześniej nic na to nie wskazywało, więc żyłem sobie w swoim samolubnym kokonie, ale tym razem mój świat zaczął się chwiać. Gdy zobaczyłem ją z Nim. Normalnie bym się nie przejął, przecież ona i tak zawsze wracała.. Ja byłem miłością jej życia. Tym razem jednak Liv wpatrywała się w niego jak w obrazek. Wyglądała na szczęśliwą. Znikł ten wyraz zagubienia, a mnie się chciało krzyczeć!
Kim ja byłem! Draniem, ostatnią szują.! Dotkliwa prawda uderzyła mnie z całej siły w brzuch rozrywając narządy od środka. Zalała mnie fala szkarłatnego przerażenia. Stałem jak głupek i patrzyłem z boku, jak moja ostoja nie ma zamiaru wracać. Patrzyłem jak Oliwia świetnie się bawi w jego towarzystwie. A nawet nie znałem jego imienia. Poczułem do siebie wstręt. Powinienem się cieszyć, że jest szczęśliwa, ale czemu ze mną nie była? Ach, przecież nigdy nie byliśmy razem. To co się działo przekraczało moje zdolności pojmowania. Zrozumienie stanowiło jakiś bardzo wysoki mur, za którym czekały dwa uzbrojone w ostre zęby rottweilery. Miałem ochotę położyć się i umrzeć. Byłem takim ignorantem!

- Ale z ciebie dupa wołowa, wiesz?!- krzyknęła do mnie Gemma.
- Wiem. – odpowiedziałem, ale ona jakby nie usłyszała.
- Jesteś po prostu żałosny! Rzygać mi się chcę jak na ciebie patrzę, marna imitacjo faceta! Samolubny gnoju.! Jak mogłeś to zrobić!? Na twoim miejscu błagałabym o wybaczenie liżąc jej buty!
I po co wszystko..? Dlaczego? Może dlatego, że w końcu nie wytrzymałem i pokazałem heroizm, na który wszyscy czekali. Tylko, że nie w tym momencie.

*
Czy już tu kończy się rola narratora? Czy można tu zakończyć? Może czas powiedzieć „żegnajcie, reszta zależy od was”. A może zaglądnąć dalej, choć zakończenie może rozczarowywać? Jedno jest pewne… To jeszcze nie jest koniec tej historii…

*
Heroizm. Jak sobie go wyobrażałam? Jako wielki, wręcz spektakularny czyn, który wyjaśnił by pewne sprawy. Tego się jednak nie spodziewałam.. Miało do niego dojść wyzwalając mnie z własnej podświadomości, a nie w momencie, kiedy wszystko szło po mojej myśli. Do tej pory jak wspominałam dzień, w którym zostałam wepchnięta razem z moim chłopakiem do basenu to ciarki mnie przechodziły. Nosz kurde! Ja już to przechodziłam! Harry zrobił znów głupotę, przez którą musiałam zakończyć swój niedługi i rozwijający się związek. Na szczęście nie przywiązałam się zanadto do Matta. Musiałam to jakoś przeboleć. Drugi tydzień jedzenia lodów pomógł. Właściwie nawet nie byłam zła, że Matt odszedł.. Przez jakiś czas moje myśli zajmowała bardziej postawa Harrego, która niewątpliwie wprawiała mnie w zakłopotanie. A co gorsza miał on dzisiaj przyjść i właśnie dzwonił do drzwi.
Kameralna impreza, kilku znajomych, dużo napojów wyskokowych. Godzina druga w nocy, a ja nie byłam pijana. Jakoś nie miałam ochoty, choć wszyscy we mnie wmuszali. Musiałam się im jakoś urwać. Przemknęłam cicho naszym wąskim korytarzem prowadzącym do kuchni i pierwsze co zrobiłam po wejściu do kuchni to wpadłam na Harrego. Zaklęłam w duchu machinalnie się cofając.
- Nie uciekaj, matko.. – wyjąkał Harry opierając się o blat.
- Nie mam zamiaru. I wątpię, żebyś traktował mnie jak matkę - parsknęłam i podeszłam do blatu, by podkreślić swoje słowa. Nie mogłam ot tak koło niego stać. Wzięłam do ręki najbliżej stojący dzbanek z sokiem i nienajczystszą szklankę.
- Dalej się na mnie gniewasz?- zapytał.
- Wiesz, że nie potrafię się na ciebie gniewać. Po prostu zaskoczyłeś mnie. A z Mattem i tak nic wielkiego nas nie łączyło…
- Wyglądało jakby jednak..
- Nie, to tylko zwykłe zauroczenie..- wydusiłam i napiłam się soku. Po co ja mu to mówiłam?
- Masz ochotę na ciasto.? Chodź pogadamy..- zaproponował Harry.
Nie wiem czemu ja głupia się zgodziłam. Historia lubi zataczać koło. W jednej chwili stoimy rozmawiając w kuchni, a w drugiej turlamy w namiętności po łóżku rozgniatając ciastko i dysząc ciężko. Nie miałam nawet chwili na zastanowienie. Zawładnęły mną żądze, które już raz poznałam. A mimo to nie umiałam się przed nimi obronić.. Czułam na sobie jego dotyk. Jego oddech. Jego dłonie błądzące ślepo po moim spragnionym jego dotyku ciele.. Wiłam się w spazmach rozkoszy jak kotka i nic na to nie mogłam poradzić. Jedno było jasne. A ja za wszelką cenę nie chciałam się do tego przyznać. Opadliśmy na miękkie poduszki wyrównując oddech. Wtedy dopiero przypomniała mi się ta sama scena! Przecież ja już to przeżyłam… I znów dałam się wciągnąć. A jak zakończy się tak samo..? Teraz jednak sytuacja była inna, ale czy aż tak bardzo. Dopadły mnie zmartwienia, z którymi nie miałam siły walczyć. Niechętnie i dyskretnie zerknęłam w stronę Harrego. Ze strachem. Bałam się, że znów nic mnie nie powie, obróci się, a ja dalej będę czekała jak głupek na jego wyznanie. Ile można, przecież to już tyle czasu.
Harry jednak się nie obrócił. Leżał wpatrzony we mnie ze świecącymi oczami. Nie burzyłam tej chwili. Czekałam.
- Już dawno powinienem się na to zdecydować. Jak można być tak głupim człowiekiem i mieć tak irracjonalne obawy?- zapytał mnie. Nie miałam pojęcia o czym on mówi. Chyba to dostrzegł.
- Kocham cię i wiesz co? Teraz się nie boję do tego przyznać. Kochać to niszczyć…
- A być kochanym to zostać zniszczonym..- wychrypiałam…
- Może ta część historii już za nami?
- A jeśli nie?
- Nie bój się. Już nigdy cię nie skrzywdzę..- pogładził mnie delikatnie po nagim ramieniu.- Teraz wszystko będzie dobrze..
Najgorsze, a może najlepsze było to, że mu uwierzyłam. Tak po prostu, bez zastanowienia i żadnych racjonalnych argumentów. Czyżby miłość, o której tyle razy głośno mówiłam?

*
„Nad Kapuletich i Montekich domem,
Spłukane deszczem, poruszone gromem,
Łagodne oko błękitu.”**
Tragiczna miłość, obleczona delikatnym powiewem zainteresowania. Miłość mająca dobre i złe strony. Sprawiająca, że każdy twój ruch ma skończyć się porażką i sam musisz wniknąć w tajemnice człowieczeństwa, by poznać odpowiedź na to jak nie zwariować. Jak znaleźć trzeci szlak. Ja, słynny Harry S. przez dwa lata próbowałem przeniknąć przez wszystkie mury, by zobaczyć tylko to, że moja miłość wcale nie jest tragiczna. Że nie musi skończyć się źle, a przyczyną mojego myślenia jestem ja sam. Moje wszystkie zmysły mówiły, że każda decyzja skończy się jej agonia, a tak naprawdę niepodjęte decyzje przyczyniały się do jej powolnego obumierania w sobie. Niestety to nie romantyczna miłość i poznanie natury nie wchodziło w grę. Pewne było jednak, że ta próba mogła kosztować mnie życie.
Łatwiej było po prostu zdać się na instynkt. Na własne id, które doprowadziło mnie do zaspokojenia żądz, które pomogły mi podjąć oczywistą decyzję. Ja ją kochałem! Tak bardzo, że serce mi pękało. I mimo, że to nie czasu wielkich, metafizycznych uczuć to ja się tak właśnie czułem. Jakby ona była mi przeznaczona. I miałem nadzieję, że nie przytrafi mi się historia Kapuletich i Montekich, a niebo nie będzie nam nigdy współczuć jak u Norwida.
„I gwiazdę zrzuca ze szczytu”. Oby niebo nigdy nad naszym losem nie płakało. Przecież ja nie jestem taki..  Nie jestem..?  Czego można spodziewać się po romantyku??

A! I jak to się skończyło? Ha. Historia kołem się toczy.

*******

** Cyprian Kamil Norwid "W Weronie"

Co ja mam powiedzieć? To już koniec. I brak mi słów. Naprawdę. 
Mam nadzieję, że było warto czekać, choć ja sama zadowolona nie jestem. Może to troszkę chaotyczne, ale takie ma być.. Wytrącające.;) 

Po tych wielu chwilach z tym opowiadaniem, z tymi bohaterami trudno mi napisać ostanie zdanie, ale wiadomo,że będę musiała to zrobić. Mam nadzieję, że jakoś ze mną przeżyliście i hm. gratuluje wam, że tyle ze mną wytrwaliście ( ja sama  mam problemy z wytrwaniem z samą sobą.;x) .
Chyba przyszła pora na podziękowania, prawda? Tak, więc dziękuję:
Wszystkim! I składam wam najlepsze, zaległe życzenia świąteczne i noworoczne. 
Dlaczego wszystkim? Ponieważ uważam, że wszyscy jesteście wyjątkowi i nie bez udziału w tym opowiadaniu. Osoby, które są ze mną od początku ( ja wiem które to są i one raczej też) zasługują na szczególnie wielkie Dziękuję;*. Nie będę się do nikogo zwracać osobiście, uważam, że każdy się przyczynił do niejakiego sukcesu tego opowiadania, a poza tym nie chciałabym nikogo pominąć. Mam nadzieję, że nikogo tym nie uraziłam. 
Kilka z was ( wiecie o kim mowa) bywało tu zawsze. Dziewczyny! Macie ode mnie wielkiego buziaka, za to, że dawałyście mi siłę do walki z klawiaturą. szczególne, że ja czasem byłam po prostu okropna w stosunku do was. Proszę o wybaczenia.
Teraz kiedy skończyłam moją opowieść, będę starała się w miarę możliwości regularnie pojawiać się na waszych blogach. Nic mnie nie zatrzyma..! A jeżeli to proszę o powiadomienie na gg.

Ostatni raz tutaj podaje moje gygy, na które zawsze możecie pisać w różnych sprawach. Jestem chętna każdego wysłuchać, po prostu porozmawiać, przyjąć krytykę, a nawet pomóc w razie potrzeby. Do napisania! 
GG: 43297053 
Może się jeszcze kiedyś spotkamy na jakiejś stronie ^^


I jedna prośba: Czy każdy mógłby zostawić choćby jeden krótki komentarz? Chciałabym zobaczyć ile was dotrwało do końca.;)
Ostatni raz pozdrawiam.!
~H.