37.
Over.
Enjoy ;)
Czy
moje życie jest dramatyczne? A może to po prostu jakaś psychodeliczna komedia?
Chyba, że to już koniec scenariusza. Zdążyłam przeczytać ostatnia kartkę. Nie.
Przecież żyję i cały czas piszę nowe zdania.. Linijka po linijce. Swoją drogą
nie wysilam się ostatnimi czasy. To też jakiś sposób na życie. Pozwolić, by los
przejął kontrolę. Każdy dzień był taki sam.. Kiedy w końcu przeznaczenie
zatoczy koło i pokaże mi swoje drugie oblicze, będę gotowa. Teraz już tak..
Czemu
nachodzą mnie takie myśli? Czemu tutaj? Nie mam pojęcia. Może to przez ostatnie
wydarzenia, bezsenne noce i wahania. A może… Nie, na pewno nie. Staczam się.
Robię się jakimś pseudofilozofem, tracę na wartości, a mimo to ludzie wciąż do
mnie lgną nie widząc mojej duszy. To przecież ona jest kluczem. Pokochaj duszę,
a dostaniesz ciało. Proste.
I znów
uciekam myślami. Jak często się można na tym łapać. Do skutku, oczywiście.
Czuję
ciepły dotyk na mojej dłoni. Delikatny. Doskonale wiem skąd pochodzi. Nie chcę
jednak się obrócić i spojrzeć na źródło. Próbuję się uwolnić. Wyrafinowanie i
sprytnie zabieram rękę, tak by nie urazić siedzącego obok chłopaka. Wiem
dokładnie czego chciał. Słyszę szept i obracam się machinalnie.
-
Musimy pogadać. – szepcze Dan. W zamyśleniu kiwam głową tak jakbym nie do końca
zdawała sobie sprawę ze znaczenia tych słów. Doskonale wiem jak będzie
przebiegała ta rozmowa. Przeprowadzałam ją w ostatnich tygodniach chyba z
milion razy. Nie bałam się.
Wykład
się skończył. Wstałam z miejsca i kroczyłam prosto do wyjścia. To były dzisiaj
moje ostatnie zajęcia. Dan mnie dogonił i złapał za dłoń, bym nie miała wyboru
i musiała stanąć. Obróciłam się twarzą do niego i w milczeniu patrzyłam na jego
skupioną minę, która dodawała mu powagi i jakiejś dziwacznej wyrazistości.
- Liv,
musimy porozmawiać. – po raz drugi wypowiedział te słowa. Po raz drugi skinęłam
głową. Wyszłam, a chłopak poszedł za mną. Znał mnie i wiedział, że tym razem
dotarło.
Zaprowadziłam
go do niewielkiej kawiarni na rogu. Często się tam spotykaliśmy. Na początku
tylko „służbowo” , w sprawach związanych z wykładami, czy szeroko pojętymi
studiami. Później jako przyjaciele. Teraz jako… zagubieni.
Usiadłam
przy pierwszym lepszym stoliku i zamówiłam wodę. Rozparłam się wygodnie na
krześle i obserwowałam zdenerwowanie mojego rozmówcy, uśmiechając się kącikiem
ust.
-
Słucham. – rzuciłam.
- Liv,
nie katuj mnie więcej. Podejmij decyzję.
- Nie
mam czego podejmować. Czego ty ode mnie chcesz, Dan?- zapytałam opierając się
na łokciach.
-
Odpowiedzi. Wiesz jakie jest pytanie.
-
Przypomnij mi, bo za rzadko je słyszę. – zironizowałam. Miałam ochotę jakoś go
odwieść od tego całego pomysłu. Lubiłam go, ale powoli działał mi na nerwy.
-
Czemu nie możesz mnie pokochać?- zapytał z wyraźnym niedowierzaniem pomieszanym
ze zrezygnowaniem. Pokręciłam głowa z uśmiechem igrającym na ustach.
- Nie
jestem w stanie kochać.
- Już
to słyszałem. Wiesz, co nie wierze ci. To przez niego prawda? On się nie
zdecyduje na żaden ruch. – powiedział mi kpiąco. Wzruszyłam ramionami.
-Już to słyszałam.- Rzuciłam na stolik pięć
funtów, wstałam i wyszłam. Po chwili chłopak już był za mną.
-
Liv.!
Nawet
się nie obróciłam. Przecież ile można dać się przepraszać za niestosowność.
Widocznie Dan bardzo chciał obrócić w pył naszą przyjaźń. Zresztą jak większość
moich przyjaciół.
Trzasnęłam
drzwiami i weszłam do domu. Gemma siedziała w miękkim, puchowym fotelu
wyglądającym jak duża poduszka i oglądała serial skubiąc chałwę. Na kanapie
siedział Louis, jego dziewczyna El i Harry.
- Jak
zajęcia? – zapytała Gemma nawet się nie obracając.
-Zajęcia
w porządku.- odpowiedziałam wykrzywiając się. Ge znała mnie tak długo, że nawet
nie musiała zerkać na moją minę. Z samego tonu głosu wywnioskowała, że coś jest
nie tak. Odwiesiłam kurtkę na wieszak i weszłam do pokoju. Rzuciłam torbę pod
ściana i usiadłam koło Gemmy opierając głowę na jej kolanach.
- Dali
wam chyba wycisk, bo marnie wyglądasz.. – rzuciła Eleaonor. Pokręciłam głową..
-
Albo.. – zawahała się Ge.- Znów rozmawiałaś z Danem.
- Daj
spokój. – powiedziałam. Poczułam na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych.
- O co
chodzi? – zapytał Lou.
- O to
samo co zawsze.. – odparłam.
-
Chyba muszę z nim pogadać. – odezwał się Harry.
- Nic
nie zmienisz dzięki. – rzuciłam, skubiąc chałwowego batona Gemmy.
- To
co może to zmienić?- wtrąciła El.
- Nic.
I tylko jedno, czego brak.
- To
znaczy?
-
Heroizmu. – odpowiedziałam jak najbardziej poważnie. Nie chciałam się obracać ,
gdy zatopiły się we mnie zielone tęczówki. Znów poczułam pustkę i samotność.
Jak długo jeszcze?
Gdy
coś tracisz uzmysławiasz sobie jak bardzo ci tego brakuje. Czujesz pustkę,
której nic nie może załatać. Nie wiem już ile razy to czułem z powodu
dziewczyny. Wiele. Już się chyba przyzwyczaiłem do tego uczucia. Nie wiem ile
czasu już minęło.. Chyba coś koło dwóch lat.
Wszyscy
ode mnie czegoś oczekiwali. Czegoś na co w ogóle nie miałem ochoty. Chcieli,
bym wreszcie zaczął działać. A ja nie mogłem.. Nie mogłem dopóki nie byłem
pewny. A nie byłem. Miałem mętlik w głowie.
Liv
znów wyjechała. Niedaleko, bo tylko do Szkocji na praktyki, a daleko. Zwykle,
gdy wyjeżdżała, czy jakkolwiek znikała czułem niepokój. Wiedziałem, że nic jej
się nie może stać, a jednak. W tych chwilach, gdy jej obok nie było dałbym się
za nią zabić. Tęskniłem jak szalony.. Kręciłem się nie mogąc sobie znaleźć
miejsca, myślałem o niej dniami, śniłem nocami.. Przysięgałem sobie, że dam nam
szansę, że będę o nią walczył.. I wtedy ona wracała.. Cały niepokój opadał, a
obietnice spływały po mnie. Nie dotrzymywałem samemu sobie słowa. Czułem się
bezpiecznie.. Przecież ona zawsze koło mnie była, po co miałbym się wysilać,
trudzić? Nienawidziłem siebie za to, ale kiedy ona była w pobliżu nic się nie
działo.. Chyba jestem jakiś dziwny. A może po prostu za dużo przeszliśmy.
Chciałem zakończyć to jakoś z klasą, ale nie potrafiłem.. Ciągnęło się to nasze
marne romansidło i nic nie było w stanie mnie ruszyć. Nawet uganiający się za
nią chłopak, był dla mnie niczym. Przecież ona go nie chciała.
Codzienne
przepychanki słowne wprowadzały mnie w znakomity nastrój i tylko jedno mnie
martwiło. Wyraz jej oczu. Olewający wszystko, nieobecny i smutny.. Ciągle
czekający. Wiedziałem, że na darmo i czułem się jak ostatni drań. Byłem nim.
Nie chciałem się angażować. Dlaczego? Bo to boli, a ja i tak wszystko miałem.
Myślałem
tak do dnia, gdy Liv wróciła z miesięcznych praktyk. Tuż przed świętami.
Bardziej
niż siebie, i swojej postawy nienawidziłem tego, że mogę ją stracić. Wcześniej
nic na to nie wskazywało, więc żyłem sobie w swoim samolubnym kokonie, ale tym
razem mój świat zaczął się chwiać. Gdy zobaczyłem ją z Nim. Normalnie bym się
nie przejął, przecież ona i tak zawsze wracała.. Ja byłem miłością jej życia.
Tym razem jednak Liv wpatrywała się w niego jak w obrazek. Wyglądała na
szczęśliwą. Znikł ten wyraz zagubienia, a mnie się chciało krzyczeć!
Kim ja
byłem! Draniem, ostatnią szują.! Dotkliwa prawda uderzyła mnie z całej siły w
brzuch rozrywając narządy od środka. Zalała mnie fala szkarłatnego przerażenia.
Stałem jak głupek i patrzyłem z boku, jak moja ostoja nie ma zamiaru wracać.
Patrzyłem jak Oliwia świetnie się bawi w jego towarzystwie. A nawet nie znałem
jego imienia. Poczułem do siebie wstręt. Powinienem się cieszyć, że jest
szczęśliwa, ale czemu ze mną nie była? Ach, przecież nigdy nie byliśmy razem. To
co się działo przekraczało moje zdolności pojmowania. Zrozumienie stanowiło
jakiś bardzo wysoki mur, za którym czekały dwa uzbrojone w ostre zęby
rottweilery. Miałem ochotę położyć się i umrzeć. Byłem takim ignorantem!
- Ale
z ciebie dupa wołowa, wiesz?!- krzyknęła do mnie Gemma.
-
Wiem. – odpowiedziałem, ale ona jakby nie usłyszała.
-
Jesteś po prostu żałosny! Rzygać mi się chcę jak na ciebie patrzę, marna
imitacjo faceta! Samolubny gnoju.! Jak mogłeś to zrobić!? Na twoim miejscu
błagałabym o wybaczenie liżąc jej buty!
I po
co wszystko..? Dlaczego? Może dlatego, że w końcu nie wytrzymałem i pokazałem
heroizm, na który wszyscy czekali. Tylko, że nie w tym momencie.
*
Czy już tu kończy się rola
narratora? Czy można tu zakończyć? Może czas powiedzieć „żegnajcie, reszta
zależy od was”. A może zaglądnąć dalej, choć zakończenie może rozczarowywać?
Jedno jest pewne… To jeszcze nie jest koniec tej historii…
*
Heroizm.
Jak sobie go wyobrażałam? Jako wielki, wręcz spektakularny czyn, który wyjaśnił
by pewne sprawy. Tego się jednak nie spodziewałam.. Miało do niego dojść
wyzwalając mnie z własnej podświadomości, a nie w momencie, kiedy wszystko szło
po mojej myśli. Do tej pory jak wspominałam dzień, w którym zostałam wepchnięta
razem z moim chłopakiem do basenu to ciarki mnie przechodziły. Nosz kurde! Ja
już to przechodziłam! Harry zrobił znów głupotę, przez którą musiałam zakończyć
swój niedługi i rozwijający się związek. Na szczęście nie przywiązałam się
zanadto do Matta. Musiałam to jakoś przeboleć. Drugi tydzień jedzenia lodów
pomógł. Właściwie nawet nie byłam zła, że Matt odszedł.. Przez jakiś czas moje
myśli zajmowała bardziej postawa Harrego, która niewątpliwie wprawiała mnie w
zakłopotanie. A co gorsza miał on dzisiaj przyjść i właśnie dzwonił do drzwi.
Kameralna
impreza, kilku znajomych, dużo napojów wyskokowych. Godzina druga w nocy, a ja
nie byłam pijana. Jakoś nie miałam ochoty, choć wszyscy we mnie wmuszali.
Musiałam się im jakoś urwać. Przemknęłam cicho naszym wąskim korytarzem
prowadzącym do kuchni i pierwsze co zrobiłam po wejściu do kuchni to wpadłam na
Harrego. Zaklęłam w duchu machinalnie się cofając.
- Nie
uciekaj, matko.. – wyjąkał Harry opierając się o blat.
- Nie
mam zamiaru. I wątpię, żebyś traktował mnie jak matkę - parsknęłam i podeszłam
do blatu, by podkreślić swoje słowa. Nie mogłam ot tak koło niego stać. Wzięłam
do ręki najbliżej stojący dzbanek z sokiem i nienajczystszą szklankę.
-
Dalej się na mnie gniewasz?- zapytał.
-
Wiesz, że nie potrafię się na ciebie gniewać. Po prostu zaskoczyłeś mnie. A z
Mattem i tak nic wielkiego nas nie łączyło…
-
Wyglądało jakby jednak..
- Nie,
to tylko zwykłe zauroczenie..- wydusiłam i napiłam się soku. Po co ja mu to
mówiłam?
- Masz
ochotę na ciasto.? Chodź pogadamy..- zaproponował Harry.
Nie
wiem czemu ja głupia się zgodziłam. Historia lubi zataczać koło. W jednej
chwili stoimy rozmawiając w kuchni, a w drugiej turlamy w namiętności po łóżku
rozgniatając ciastko i dysząc ciężko. Nie miałam nawet chwili na zastanowienie.
Zawładnęły mną żądze, które już raz poznałam. A mimo to nie umiałam się przed
nimi obronić.. Czułam na sobie jego dotyk. Jego oddech. Jego dłonie błądzące
ślepo po moim spragnionym jego dotyku ciele.. Wiłam się w spazmach rozkoszy jak
kotka i nic na to nie mogłam poradzić. Jedno było jasne. A ja za wszelką cenę
nie chciałam się do tego przyznać. Opadliśmy na miękkie poduszki wyrównując
oddech. Wtedy dopiero przypomniała mi się ta sama scena! Przecież ja już to
przeżyłam… I znów dałam się wciągnąć. A jak zakończy się tak samo..? Teraz
jednak sytuacja była inna, ale czy aż tak bardzo. Dopadły mnie zmartwienia, z
którymi nie miałam siły walczyć. Niechętnie i dyskretnie zerknęłam w stronę
Harrego. Ze strachem. Bałam się, że znów nic mnie nie powie, obróci się, a ja
dalej będę czekała jak głupek na jego wyznanie. Ile można, przecież to już tyle
czasu.
Harry
jednak się nie obrócił. Leżał wpatrzony we mnie ze świecącymi oczami. Nie
burzyłam tej chwili. Czekałam.
- Już
dawno powinienem się na to zdecydować. Jak można być tak głupim człowiekiem i
mieć tak irracjonalne obawy?- zapytał mnie. Nie miałam pojęcia o czym on mówi.
Chyba to dostrzegł.
-
Kocham cię i wiesz co? Teraz się nie boję do tego przyznać. Kochać to niszczyć…
- A
być kochanym to zostać zniszczonym..- wychrypiałam…
- Może
ta część historii już za nami?
- A
jeśli nie?
- Nie
bój się. Już nigdy cię nie skrzywdzę..- pogładził mnie delikatnie po nagim
ramieniu.- Teraz wszystko będzie dobrze..
Najgorsze,
a może najlepsze było to, że mu uwierzyłam. Tak po prostu, bez zastanowienia i
żadnych racjonalnych argumentów. Czyżby miłość, o której tyle razy głośno
mówiłam?
*
„Nad Kapuletich i Montekich domem,
Spłukane deszczem, poruszone
gromem,
Łagodne oko błękitu.”**
Tragiczna
miłość, obleczona delikatnym powiewem zainteresowania. Miłość mająca dobre i złe
strony. Sprawiająca, że każdy twój ruch ma skończyć się porażką i sam musisz
wniknąć w tajemnice człowieczeństwa, by poznać odpowiedź na to jak nie
zwariować. Jak znaleźć trzeci szlak. Ja, słynny Harry S. przez dwa lata próbowałem
przeniknąć przez wszystkie mury, by zobaczyć tylko to, że moja miłość wcale nie
jest tragiczna. Że nie musi skończyć się źle, a przyczyną mojego myślenia
jestem ja sam. Moje wszystkie zmysły mówiły, że każda decyzja skończy się jej
agonia, a tak naprawdę niepodjęte decyzje przyczyniały się do jej powolnego
obumierania w sobie. Niestety to nie romantyczna miłość i poznanie natury nie
wchodziło w grę. Pewne było jednak, że ta próba mogła kosztować mnie życie.
Łatwiej
było po prostu zdać się na instynkt. Na własne id, które doprowadziło mnie do
zaspokojenia żądz, które pomogły mi podjąć oczywistą decyzję. Ja ją kochałem!
Tak bardzo, że serce mi pękało. I mimo, że to nie czasu wielkich,
metafizycznych uczuć to ja się tak właśnie czułem. Jakby ona była mi
przeznaczona. I miałem nadzieję, że nie przytrafi mi się historia Kapuletich i
Montekich, a niebo nie będzie nam nigdy współczuć jak u Norwida.
„I
gwiazdę zrzuca ze szczytu”. Oby niebo nigdy nad naszym losem nie płakało.
Przecież ja nie jestem taki.. Nie
jestem..? Czego można spodziewać się po
romantyku??
A! I
jak to się skończyło? Ha. Historia kołem się toczy.
*******
** Cyprian Kamil Norwid "W Weronie"
Co ja mam powiedzieć? To już koniec. I brak mi słów. Naprawdę.
Mam nadzieję, że było warto czekać, choć ja sama zadowolona nie jestem. Może to troszkę chaotyczne, ale takie ma być.. Wytrącające.;)
Po tych wielu chwilach z tym opowiadaniem, z tymi bohaterami trudno mi napisać ostanie zdanie, ale wiadomo,że będę musiała to zrobić. Mam nadzieję, że jakoś ze mną przeżyliście i hm. gratuluje wam, że tyle ze mną wytrwaliście ( ja sama mam problemy z wytrwaniem z samą sobą.;x) .
Chyba przyszła pora na podziękowania, prawda? Tak, więc dziękuję:
Wszystkim! I składam wam najlepsze, zaległe życzenia świąteczne i noworoczne.
Dlaczego wszystkim? Ponieważ uważam, że wszyscy jesteście wyjątkowi i nie bez udziału w tym opowiadaniu. Osoby, które są ze mną od początku ( ja wiem które to są i one raczej też) zasługują na szczególnie wielkie Dziękuję;*. Nie będę się do nikogo zwracać osobiście, uważam, że każdy się przyczynił do niejakiego sukcesu tego opowiadania, a poza tym nie chciałabym nikogo pominąć. Mam nadzieję, że nikogo tym nie uraziłam.
Kilka z was ( wiecie o kim mowa) bywało tu zawsze. Dziewczyny! Macie ode mnie wielkiego buziaka, za to, że dawałyście mi siłę do walki z klawiaturą. szczególne, że ja czasem byłam po prostu okropna w stosunku do was. Proszę o wybaczenia.
Teraz kiedy skończyłam moją opowieść, będę starała się w miarę możliwości regularnie pojawiać się na waszych blogach. Nic mnie nie zatrzyma..! A jeżeli to proszę o powiadomienie na gg.
Ostatni raz tutaj podaje moje gygy, na które zawsze możecie pisać w różnych sprawach. Jestem chętna każdego wysłuchać, po prostu porozmawiać, przyjąć krytykę, a nawet pomóc w razie potrzeby. Do napisania!
GG: 43297053
Może się jeszcze kiedyś spotkamy na jakiejś stronie ^^
I jedna prośba: Czy każdy mógłby zostawić choćby jeden krótki komentarz? Chciałabym zobaczyć ile was dotrwało do końca.;)
Ostatni raz pozdrawiam.!
~H.