piątek, 31 sierpnia 2012

Odc. 24


CZĘŚĆ DRUGA

24.
- Ona wróciła..- powiedziała zdyszana Gemma wpadając do pokoju. Podniosłem obie brwi.
- Eee? Ale kto? - zapytałem głupio. Zaczynałem się powili denerwować. Miałem nadzieje, że nie usłyszę tego co tak bardzo chciałem, żeby Ge powiedziała.
Spojrzałem w bok. Zayn się poderwał.
- Gdzie?- zapytał. Nie, nie, nie.. To na pewno nie ona. Może jakaś nowa laska Zayna? Na pewno nie ona. Zacząłem się bać i obgryzać paznokcie. Był koniec wakacji.. Nie chciałem go sobie zepsuć Wszytko w końcu zaczęło się układać. Czemu nie wróciła wcześniej tylko właśnie teraz? Nie, to nie ona.
Już drugi miesiąc byłem z Emily. Luźny układ. Było mi dobrze. Wróciłem do siebie. Ona nękała mnie tylko w snach.. Tylko... Było mi dobrze. Życie z dnia na dzień, koncertowanie, sztuczny uśmiech i barwny seks. Żadnych uczuć. Tłumienie emocji.. Po co mi teraz Ona? Mogło się wszytko naprawić, owszem.. Ale nie. To było nie możliwe. Serce znów miałem gorące. Minął rok. Prawie równy rok.. Nie mogłem jej zobaczyć.. Po co oni mi to mówili. Po co?!
- Nie wiem. Do Londynu. Nic konkretnego.  Ma studiować na jednym z tutejszych uniwersytetów. Mieszkać chyba u ojca. Mark mi dał cynk, uważa, że powinniśmy wiedzieć. Jej ojciec nic o tym nie wie i nie powinien się dowiedzieć.- usłyszałem Gemme. Czyli to naprawdę chodziło o Oliwie. Znów ten niemy krzyk. Znów te fatalne obrazy i słabość. Ogarniająca niemoc i strach przed nieznanym.. Nie chciałem jej spotkać, a jednocześnie tak bardzo pragnąłem jej widoku. Tyle czasu zaspokajałem się tylko wspomnieniami. Chciałem ją dotknąć, pocałować, poczuć.. Mieć tą szanse. Jednak z drugiej strony.. Nie, nie było już drugiej strony. Gemma dzieląc się tą nowiną z nami wszystkimi, ze mną, zasiała nową nadzieje.. Gdy już udało mi się wyleczyć, moja własna siostra pchnęła mnie w otchłań.
- Jadę. - rzucił Zayn.. Gemma chwyciła go za ramię.
- Nie teraz. Później. Kiedyś. Na spokojnie.. - przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Nie trwało to jednak długo nim zorientowali się, że ja nie zareagowałem. Oboje przenieśli wzrok na mnie. Przełknąłem ślinę gromadzącą mi się w ustach i złapałem ich spojrzenia.
- Harry..- zaczęła Gemma.
- Nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Ona odeszła. Nie chciała być znaleziona. Róbcie co chcecie, ale beze mnie. - powiedziałem i wstałem chwiejnie. Byłem rozgoryczony. Nie wiedziałem co mam robić, więc postanowiłem się wstrzymać. Miałem nadzieję, że pomyślą, że już nic do niej nie czuję. Tak było by najwygodniej.
Ubrałem szybko buty i nim zdążyłem pociągnąć za klamkę do domu wpadła Emily.
- Cześć, kociaku.- rzuciła lekko.- A ty gdzie się wybierasz?
- Tam gdzie jest moje miejsce..
- Ej, co się stało? Harry!- usłyszałem za sobą, ale nawet się nie obróciłem.

Chciałem kląć. Wróciła. Cieszyłem się i martwiłem jednocześnie. Ona tyle dla mnie znaczyła. Nikt jeszcze chyba dla mnie tyle nie znaczył. Nie pożądałem jej. Nigdy. Nie kochałem jej tak płomiennie jak Harry. Nie rozumiałem mojego uczucia. Chciałem po prostu, żeby była blisko, żeby nie odchodziła. Chciałem ją codziennie widzieć i uśmiechać się do niej, chciałem móc złapać ją za rękę i pogilgotać, iść z nią na lody. Normalnie. Była dla mnie uspokojeniem i ostoją. Czymś pięknym.
Teraz pragnąłem tylko zakończyć nasze wakacje w Holmes Chapel i wrócić do Londynu. Gemma miała jechać z nami. Odkąd była z Niallem, było lepiej. Też studiowała w Londynie. Wiedziałem, że mnie przypilnuje bym nie zrobił nic głupiego. Jednak bardziej martwiłem się o Harrego. By on nie zrobił czegoś strasznego. By znów jej nie wystraszył. Ona go tak kochała.. Kiedyś. a co będzie teraz? Jak zareaguje na nasz widok.? Gdzie była przez ten czas i co takiego robiła? Kim teraz jest? Powiedzieć, że bałem się tego spotkania, to było niedopowiedzenie. W środku drżałem jak osika jednocześnie ciesząc się jak dziecko, że w końcu ją zobaczę.  Wreszcie jakieś pomyślne wiadomości.
- Zayn?- usłyszałem. Kiwnąłem głową w kierunku Liama.
- Wiem, o czym myślisz i nie wiem czy to jest dobry pomysł.. Odwiedzać ją.
- Czemu sądzisz, że to coś złego?- zapytałem przygaszony.
- A jak ona nie chce nas widzieć?  Jak o nas zapomniała?
- O mnie nie zapomniała. - powiedziałem z pewnością.
- Nikt tego nie wie, Zayn. Ona jest nieprzewidywalna. Może o tobie nie zapomniała, ale zapomniała o Harrym, a ty jej go przypomnisz..?
- Ja nie jestem Harrym.- obruszyłem się.
- Oczywiście, że nie. - powiedział spokojnie Liam.- Nie jesteś , ale masz z nim bliskie relacje. Wyrzekł byś się tej przyjaźni dla niej.?
Zastanowiłem się. Musiałem to przemyśleć.. Nie. Co ja gadałem. Nie musiałem myśleć na ten temat. Nie wyrzekł bym się. Nigdy. Harry to Harry. Mój brat.
- Nie. Ale.. Może jakiś kompromis?- zaproponowałem.. Liam się tylko zaśmiał. Trzasnęły drzwi.

- Gdzie Emily?- zapytałem wchodząc do salonu z butelką whisky. Liam zrobił strapioną minę. Zayn złapał się za głowę rozczarowany. Nie wiedziałem tylko czy bardziej tego, że znów piłem, czy tym, że dałem mu do zrozumienia, że dalej kocham Oliwie. Wiedziałem, że Zayn coś do niej czuje, ale próbowałem o tym nie myśleć. Teraz zaczęło mnie to denerwować.
- Gdzie Emily?- powtórzyłem. Z gór zeszła Gemma z Niallem. Zaśmiałem się.
- Wyszła zaraz po tym jak weszła. Chyba musisz ją przeprosić. - zasugerował Zayn. Znów się zaśmiałem.
- Bo ty tak mówisz? Bo nie chcesz, żebym zabrał ci laskę?- zapytałem drwiąco mulata.
- Harry, o czym ty mówisz?- zapytał Liam jak zwykle spokojnie.
- Niby nie wiesz? Ty wszytko wiedzący. Oliwia wróciła!! - krzyknąłem wyrzucając ręce w górę.- Cieszmy się! Cieszysz się, Zayn, nie? Cieszysz się, kurva, nie?! Ona nie chce mnie oglądać. Ja ją pocieszę.. - zacząłem parodiować kumpla. Wszyscy patrzyli na mnie zdezorientowani. Zacząłem się..
- Tylko tego chcesz, nie..?- podszedłem do niego i chwyciłem go za koszulkę. Zayn był tak zdziwiony, że nawet się nie ruszył. Do domu wpadł zdyszany Louis. Wiedziałem, że całą drogę szedł za mną. - Żeby ona ciebie chciała? Szukała pocieszenia? Cały, pieprzony czas do tego dążyłeś..!- Zayn oderwał moje ręce od swojej koszulki bez trudu i pchnął mnie na ścianę.
- Jesteś zalany i gadasz głupoty! Kocham cię Harry jak brata i nigdy nie zabierałem ci twojej dziewczyny.. Oj, przepraszam. Ona nigdy nie była twoją dziewczyną, ale mimo wszytko.. Więc przestań pieprzyć i ogarnij się! Ona cię nie chce, bo ją skrzywdziłeś, a nie dlatego, że ja ją przekabaciłem. To twoja wina. Wszystko!
To było jak kubeł lodowatej wody prosto na łeb. Zsunąłem się po ścianie i pociągnąłem duży łyk z butelki. Zayn miał rację. Za wszelką cenę chciałem się usprawiedliwiać, a to wszystko to była tylko moja wina. Wszystkie wypadki sprzed roku to tylko i wyłącznie moja wina. Teraz tylko mogłem próbować to naprawiać.
Nigdy nie płakałem. Nawet jak Oliwia leżała w kałuży krwi, nawet jak odeszła. Byłem twardy. Nie bałem się, ale teraz już nie dałem rady. Wszystkie wydarzenia całego roku. To wszytko skumulowało się, moja cała wina. Zacząłem wylewać moją winę przez gorzkie łzy, które zaczynały ściekać z mojej twarzy.
Gemma dopadła do mnie i objęła mnie. Pociągnąłem kolejny łyk..
-Harry, myślałam, że już wszystko oky, że już jej nie...
- Kocham.- dokończyłem.- Kocham ją. Tyle czasu. To wszytko przeze mnie.
Otarłem twarz wierzchem dłoni. Ktoś podał mi chusteczkę. Klękający obok Liam.
- Harry my wszyscy jesteśmy z tobą mimo to. Pomożemy ci. Nie zadręczaj się. My od tego jesteśmy.
- Nie mogę na was wszystkiego zwalić. - zachlipałem. Zobaczyłem tylko uśmiech Lou.
- Możesz. Od tego jesteśmy. Kochamy cię. Jesteśmy twoimi przyjaciółmi i pomożemy ci w czym tylko chcesz. Odpuść sobie i zacznijmy wszystko do nowa. W Londynie.
Uśmiechnąłem się. Poczułem jak gromadzi się we mnie podwójna, a nawet pięciokrotnie większa moc. Czułem ich wsparcie. Miałem tylko jeden problem. Nie wiedziałem czego właściwie chciałem. Jedno było pewne. Musiałem wrócić do Londynu. Jednak nie musiałem jej spotykać, chyba nie miałem aż tyle siły. Mimo wszystko, mimo tego wsparcia.
- Chyba muszę wam podziękować. - odezwałem się. - Cały rok robiłem wam kłopoty, a wy byliście przy mnie i tuszowaliście moje błędy. Nie wiem jak wam się odwdzięczę.. - powiedziałem patrząc po wpatrujących się we mnie twarzach.
- To się nazywa braterstwo.- odezwał się Liam.
- I przyjaźń.- dodał Louis. Mogłem się tylko uśmiechnąć.

**
Nie wiem czy zasłużyliście, ale mam to dodaje. Voila.

Myślicie, że się spotkają? W jakich okolicznościach i przede wszystkim kiedy?
Jaką rolę odegra Zayn? Czy przyzna się? Zacznie coś robić w sprawie swoich uczuć, czy będzie raczej roztropny? 
A może wszyscy zostawią Oliwię w spokoju? Jak myślicie co ja wam takiego szykuje? Hmm.. Ostro czy raczej statecznie? 

Dziękuję komentującym. Tym, którzy nie zapomnieli o tym blogu. Pamiętajcie, że to wy jesteście wałem napędowym, że to dzięki wam mam motywację do pracy.. Mogę na was liczyć? Sprawdźmy. Niczego nie wymagam, nie na tym to polega. 
Mam nadzieje, że odcinek choć trochę się podobał.;))

Pozdrawiam.!
~H.

wtorek, 28 sierpnia 2012

Odc. 23


23.

- Co teraz zrobisz jak opuścisz sexyMary? – zapytał mnie Louis unosząc obie brwi. – Przygruchasz sobie nową?
 Zaśmiałem się.
- Może.
- Łał. Ty się śmiejesz? SexyMary widzę pomaga?- zapytał Liam. Przewróciłem oczami.
- Zamknij się, Liam.
Prawda była taka, że Mary była nikim. Oczywiście dla mnie.. Liczyła się tylko jedna dziewczyna i nie była nią Mary. Tydzień w jednym hotelu, owszem był ostry, ale to nie było to. To nie była ona. Jednak była bardzo inteligentna i na początku trochę przeze mnie nie doceniana. Przekonała mnie, żebym przestał aż tyle pić. Była do tego zdolna. Tak bardzo Ją przypominała, ale Nią nie była. Nie mogłem o niej zapomnieć. Wciąż przewijały mi się te same gorzkie obrazy. Najgorszą sceną była nasza ostatnia rozmowa… Mieliśmy być razem, już było tak blisko zanim ona się tak oddaliła. Zanim jej ojciec mi ją zabrał. A chciałem walczyć.. Kiedyś. Teraz jej nie było, a ja już nie byłem tak silny.
Czarny bus, którym jechaliśmy zatrzymał się. Zaczerpnąłem głęboko powietrza,. Wiedziałem, że to już ten przystanek. Że chłopcy będą ze mną jeszcze tylko dwa dni, a później pojadą do swoich domów i zostawią mnie tu z tymi wszystkimi wspomnieniami. Nie mogłem się jednak zadręczać. Wysiadłem z samochodu spięty. Na ganku już stała moja mama i Gemma. Przywitałem się lecz dość chłodno. Na nic więcej nie było mnie stać. Teraz byłem synkiem mamusi razy dwa. Wiedziałem, że Ann bardzo się o mnie martwi, nie chciałem tego, ale nic nie mogłem na to poradzić. A nawet jak mogłem to po prostu nie umiałem. Było to ponad moje możliwości.
    Wszedłem do domu. Nic się nie zmieniło. Nie czułem jednak już tego co wcześniej. Dom był tylko domem, żadnych śladów jej obecności. Spokój. Wreszcie spokój.
Następnym razem miałem tu wrócić w wakacje.

Niecały rok później od zniknięcia Oliwi, 23 lipca.

    -Piwo..?- usłyszałem nad sobą głos Liama. Uśmiechnąłem się i sięgnąłem po napój.
-Dzięki. - odpowiedziałem i wlałem w siebie złocisty płyn. Zdziwiłem się, że Liam daje mi jakikolwiek alkohol, ale  nie mogłem zaprzeczyć, że alkoholikiem nie byłem. Na szczęście. Moi przyjaciele czuwali nade mną.
Moje życie przez ostatni rok zmieniło się tak diametralnie jak nigdy wcześniej. Zdałem sobie sprawę, że zmiany są potrzebne, żeby móc w pełni oddychać. Oliwia zniknęła dokładnie 15 sierpnia. Dwa tygodnie przed zakończeniem wakacji. Ponad rok temu. Ja jednak dokladnie pamiętałem tą date. Moje wspomnienia naszej ostatniej nocy były wciąż żywe jednak spychane w głąb umysłu. Starałem się o tym nie myśleć, wrócić do normalności, bo ile można. Żyć od nowa choć było to tak strasznie trudne. Walczyłem z cieniami przeszłości i mimo, że nigdy ich nie zabiłem to przynajmniej udało mi się je unieszkodliwić. Chociaż na trochę.
Oliwia dalej była kobietą, którą kochałem najbardziej na świecie tyle, że zaczynałem sie godzić z jej nieobecnością. Oczywiście miałem chwile załamania, ale teraz moje życie nie było nieustającą depresją. Było czymś więcej. Czymś lepszym, wszystko było prostsze, choć moje serce krwawiło każdego pieprzonego dnia.
- Co się dzieje?- obróciłem twarz w kierunku Liama.
- Czyli znów powracają pytania: " Czy wszystko w porządku"? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Można tak powiedzieć.. Tym razem jednak bez podtekstów i ...- przerwał. Nie wiedziałem dlaczego dopóki ktoś nie wepchnął mi języka do ust.
- Co tam, słonce? Kochasz mnie jeszcze..?- usłyszałem głos Emily.
Zdziwiłem się bardzo, gdy miesiąc temu spotkałem ją w Hiszpanii, ale zechciała ze mną rozmawiać. Wróciła do Londynu i wykazywała zainteresowanie moją osobą. Ja potrzebowałem odskoczni, powrotu do rzeczywistości, nowego początku i ona zdawała się być idealna. Czemu właściwie nie? Czemu nie ona, zamiast przypadkowych dziewczyn? No właśnie. Łączyła nas ta lepsza część mojej przeszłości. Mogłem zaryzykować drugi raz i zrobiłem to.
- Nic ciekawego. Piwa?- Emily przytaknęła i zabrała mi butelkę. Nie domagała się odpowiedzi na drugie pytanie. Nigdy. Nigdy nie przeszłaby mi też przez gardło twierdząca odpowiedź. Dawałem sobie więc spokój i ona też. Zaspokajaliśmy się dobrym seksem i swoją obecnością. Życiem. Wiedziałem, że Emily szuka statecznego związku, ale teraz nie miałem już nic do stracenia. Straciłem wszystko co mogłem. Byłem jak ptak bez skrzydeł i potrzebowałem opieki, a ona pewności, że nie odlecę. Układ idealny.

-Jesteś pewien, że chcesz?- zapytałam Nialla mocno pobudzona.
- Pewien jak cholera, Gem. Pieprzyć Harrego.! - zawołał ściągając ze mnie bluzkę. - Czemu musimy się ukrywać.? Ile to już trwa? Nie chce żyć w cieniu depresji Harrego.. Chcę się dzielić moim szczęściem!! Kurva, kocham cię i mam ich wszystkich gdzieś..
- W końcu! Niall, tak bardzo tego pragnęłam.. Tyle czasu.. Powiedzmy wszystkim.!- krzyknęłam ściągając mu spodnie.
- Ale potem..-  wyszeptał do mojego ucha i zaczął błądzić rękami  po moim ciele. Zamknął mi usta namiętnym pocałunkiem.
Byłam taka szczęśliwa. Dwa miesiące ukrywania się. Dwa miesiące odkąd Niall wreszcie mnie do siebie dopuścił. Sama nie wierzyłam ile czasu zajęły nam te podchody, byśmy wreszcie mogli się spełnić i być szczęśliwi. Nie zważając na nic. Wiedziałam, że Harry nie ma nic przeciwko i mimo, że Niall miał wątpliwości byłam pewna, że jesteśmy na właściwej drodze.  

Drewniany parkiet i pusto. Na ścianach rysunki, w oknach prace jakby dzieci. Cudowne orgiami zdobiące biurka i stare pianino w kącie. Nikogo oprócz mnie. Usiadłam w kącie i zaczęłam ronić łzy. Moja historia się skończyła. Najlepsza część mojego już szóstego roku w psychiatryku właśnie dobiegła końca. Nie wiedziałam co teraz ze mną będzie. Bałam sie. Terapeuci powtarzali : "Emma, możesz stąd wyjść, uwierz." Ale czy ja chciałam. Bałam się przeciwności losu. Bałam się tego co może mnie tam spotkać. Bałam się ludzi.
Z drugiej jednak strony nie chciałam tu zostawać. Wiedziałam, że ona wkrótce wyjdzie i mnie zostawi. A tylko Jej mogłam zaufać. Zwierzyć się, powierzyć swoje życie, istnienie. Tylko ona trzymała mnie przed tym żeby znów nie próbować. Kochałam ją jak siostrę, której nigdy nie miałam. A teraz było coraz bliżej końca. Czy naprawdę ona miała mnie zostawić? Co ze mną? Dlaczego się tym nie przejmowała? Pieprzona egoistka.
Znalazła mnie.
- Emma. Emma! Co się stało?  Nie płacz.. słyszysz, będzie dobrze..- spojrzałam w błękitne oczy Oliwi.
- Nie odchodź, nie zostawiaj mnie z tymi czubkami..- zaszlochałam. Przytuliła mnie do piersi.
- Nie opuszczę cię, kochanie. Zawsze będę z tobą. Tutaj. - przyłożyła mi rękę do serca.
- To nie telenowela. - powiedziałam. - Zostań, Oliwia. Nie jesteś zdrowa...
- Jestem, Emmo. Jestem. Ty wyjdź ze mną. Zaopiekuję się tobą.
- Nie mogę tak szybko wyjść. Musi być poprawa. - powiedziałam i znów zaczęłam płakać.
- Będzie. Ja w to wierze. Poczekam na ciebie. Wyśle ci list z adresem. Będziemy razem.
- Na zawsze. - szepnęłam. Odszepnęła.

Świeże powietrze. Rodzinne miasto. Rodzinny kraj. Polska. Powrót do korzeni, które przez ostatni rok zostały wyrwane z ziemi. Wakacje. Nowe życie. Nowy początek z całkowicie nową mną. Teraz miało być inaczej, Miałam plan i nic nie zakłócało moich myśli. Oprócz Emmy. Bałam się o moją bezczelną przyjaciółkę, którą miałam okazję przejrzeć na wylot. Już pierwszego dnia po powrocie wysłałam jej list. Miałam nadzieje, że wyjdzie i przyjedzie do mnie niedługo. Po wakacjach miałam plany. Jeszcze nie sprecyzowane, ale opierały się na nauce. Miałam studiować i być szczęśliwa. Przede wszystkim być szczęśliwa. A w Polsce nic nie mogło zakłócić mojego spokoju. Nic. Nawet przypadkowo spotkany na ulicy Kuba.
- Oliwia gdzieś ty się podziewała tyle czasu?- zawołał Kuba, gdy tylko mnie zobaczył. Uśmiechnęłam się promiennie.
- Tam i tu. Trochę w Londynie, większość czasu w Kanadzie. - odpowiedziałam wymijająco.
- W Kanadzie.? Coś ty tam robiła?- zdziwił się. - To drugi koniec świata.
- Lubię krańce świata. Mieszkałam tam..
- A co teraz zamierzasz? Bo moglibyśmy...- zaśmiałam się. Jeszcze rok temu miałabym do niego żal, ale teraz... Byłam całkowicie zdrowa i cieszyłam się, że widzę starego znajomego, którego się nie bałam.
- Przepraszam cię, Kuba, ale teraz odpoczywam, a potem idę na studia.. Prawdopodobnie na filologię angielską lub socjologię. Czas zacząć się edukować.. I tym chcę zająć swoje myśli..
- Rozumiem.. Fajnie było cię zobaczyć, Liv. Powodzenia i miłego odpoczynku. - uśmiechnęłam się patrząc jak odchodzi. Był bardzo miły.. czemu tego wcześniej nie zauważyłam? Pochłonięta wewnętrznymi problemami wszystko i wszystkich psułam. Teraz było inaczej. Nowe życie. Spokój. I tylko ta troska o Emmę, wiara w nią..

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ.

Nowy start.

**
Wiem, że dawno mnie nie było.. I tu i u was. Bardzo przepraszam, ale tak jakoś wyszło.

Poza tym trochę mnie zawiedliście. Sądzę, że nie ma sensu pisać odcinka specjalnego i ciągnąć tego opowiadania jakoś specjalnie długo.. Zresztą teraz i czas się kończy ( nie żebym cierpiała na jego nadmiar.) No, więc kto ma ochotę niech trzyma do końca, już niewiele zostało.. ;) 

Tym co skomentowali dziękuję i tym razem mam nadzieję na więcej, przecież wiem, że was na to stać.; )

Do następnego.:)
Pozdrawiam.!
~H

PS. Zapraszam też na http://pisz-1d.blogspot.com/2012/08/zielona-tecza-po-burzy.html.. Można przeczytać moją prace, która zdobyła wyróżnienie, aczkolwiek nie jest jakaś wspaniała.. No i już trochę minęło, ale i tak chętnych zapraszam.; ))

piątek, 17 sierpnia 2012

Odc. 22


22.

Śmiech. Nie mój. Emmy.
-Młoda, nie zadręczaj się. Życie to śmierdzące odchody. Nie ma czym się przejmować. Jest i minie. Nie trezba cierpieć. Szczególnie przez jakiegoś frajera. Kobiety.. Jeteśmy słabe, wiesz? Bardzo, cholernie słabe. Dajemy się motać tym frajerom jakbyśmy były co najmniej tak samo głupie. A oni nam zatruwają życie i potem chcemy się zabijać, tak zabijać.. Życie to syf, mówię ci.. A oni chcą nas zabić, ścigają nas, ranią... Chcą nas zabić, a my nie umiemy się bronić...
- Emma? Znów nie wzięłaś tabletek?- zapytałam.. Ja przez tabletki byłam strasznie odurzona. Leżałam na łóżku i rysowałam na ścianie proste kształty. To była taka świetna zabawa. Taka śmieszna. Nawet nie słuchałam pieprzenia Emmy. Już ponad trzy miesiące słuchałam jej gadania. Jednak gdy nie brała tabletek było gorzej. A prawie nigdy nie brała. Buntowała się. Chyba już się pogodziła z tym, że nigdy stąd już nie wyjdzie.
- Jak ty mnie znasz,  kochanie. Co to za pedał, o którym gadasz przez sen.. Harrrryyy... - zaśmiałam się. Było coraz lepiej. Teraz gdy o nim słyszałam już nie bolało. Wiedziałam, że mnie tu nie odwiedzi, nie znajdzie. Na dźwięk jego imienia tylko się wzdrygałam. PO tabletkach śmiałam się. Wszytko tu było takie łatwe. Życie nie wymagało siły.. Mogłam tylko leżeć naćpana i rysować palcami kształty, twarze, których nie widziałam. Czułam się jakby mi zanikała pamięć.
- Sęk w tym, że to nie jest pedał. - powiedziałam i zaśmiałam się. Emma mi zawtórowała. - Jest naprawdę dobry w łóżku..
- Już rozumiem dlaczego tęsknisz.. - wybuchłyśmy śmiechem.
- Dlaczego dajesz się naćpać.. Wyjątkowo dużo dają ci tabletek uspokajających.. - powiedziała Emma.. Przestałam się śmiać.
- Bo jestem psychiczna.. Chce się zabić z miłości..uuu... Lubię ten stan.- powiedziałam. - Nic cię nie obchodzi. O wszystkim zapominasz. Nic nie ma oprócz pustki. Ja lubię pustkę. Nie ma go tam..
- Oj, pieprzysz jak psychopatka.. - usłyszałam i znów zaczęłam się śmiać. Chwile milczałyśmy. Zapadłam w stan otępienia. Ocknęłam się dopiero gdy Emma podeszła do mojego łóżka i położyła się obok. Wetknęła mi coś w rękę.
- Ecstasy. Przemycone. My też umiemy sobie radzić. Poczujesz więcej pustki. - nie wahałam się ani chwili. Połknęłam małą tabletkę. Emma zaczęła gładzić mnie po ręce, drugą ręką chwyciła moją dłoń.
- My też umiemy sobie radzić. - usłyszałam jeszcze zanim odleciałam.

Emma była moim oparciem. Chodziłyśmy wszędzie razem, trzymając się za ręce. Nawet do toalety. Potrzebowałam bliskości. Mówili na nas różne niecenzuralne rzeczy, ale wszyscy się tak strasznie mylili. Emma była moją przyjaciółką. Nawet bliższą niż... każda inna moja była przyjaciółka. Skutecznie mi pomagała. Nawet bardziej niż ci cali terapeuci, z których tak strasznie się śmiałyśmy. Pomagała mi zapomnieć. Pomagała mi przetrwać.
- Wiesz kim był Harry?- zapytałam retorycznie głaskając Emmę po głowie. - Był moją miłością. Największą. Już nie jest. Nie pamiętam jego twarzy. Ile to już minęło odkąd tu jestem?
- Ponad trzy miesiące.- przypomniała mi. Pokiwałam głową.
- I co się stało?- zapytała przerywając milczenie.
- Nic. Wiele. Zwariowałam.. Chciałam się zabić. A ty dlaczego próbowałaś się zabić, kochanie? I nie mów mi, że życie to syf.
- Mówię, bo to prawda. Życie to syf.. Ale nie dlatego.. Michael. Był kiedyś taki Michael, ale mnie gnój zostawił, a tak dużo obiecywał.. Widzisz. Jesteśmy słabe, a faceci nas zabijają. Tylko to pogtrafią.. Krzywdzić.
Emma podała mi tabletkę.. Znów psychotropy. Tylko wtedy było nam naprawdę dobrze…


- O tak, tak.. Jesteś świetna, mała..- wzdychałem. Po chwili opadłem na miękkie poduszki. I odwróciłem się do ściany. Nie chciałem patrzeć na kolejną dziewczynę, której nie znałem i nie chciałem poznawać. To miał być tylko szybki, przygodny seks bez żadnego zainteresowania. Już nigdy nie miałem być nikim zainteresowany na poważnie. Wstałem i naciągnąłem bokserki. Czułem na sobie wzrok kolejnej fanki. Obróciłem się i spojrzałem na dziewczynę. Była drobną blondynką, szczupła o wielkich niebieskich oczach. Tak podobnych i tak innych. Wszystkie one były takie same, ale żadna nie była taka.
Podniosłem z ziemi stojącą butelkę whisky i pociągnąłem spory łyk. Podałem butelkę dziewczynie, ale podziękowała.
- Straciłeś wdzięk. – powiedziała. Zaśmiałem się.
- A czego oczekiwałaś, kochanie. Wielkiej miłości? – zapytałem szyderczo. Dziewczyna zrobiła wielkie oczy
- Mary. Jestem Mary, kochanie. – wstała i zaczęła się w pośpiechu ubierać. Cieszyłem się, że zaraz zostawi mnie samego. – I nie, nie oczekiwałam wielkiej miłości. Lubię przygodny seks, ale nie lubię meneli, wielka gwiazdo.
W tej chwili już byłem przy niej. Nie cierpiałem gdy ktoś tak do mnie mówił. Tylko Ona mogła.
- Nigdy więcej tak do mnie nie mów.
- Bo co? Kim ty jesteś Bogiem? Mam nadzieje, że więcej się nie spotkamy, wielka napita gwiazdo. Żegnaj.
Nawet nie zauważyłem kiedy trzasnęły hotelowe drzwi.
- Żegnaj pyskata pizdo.- szepnąłem. Wyszedłem na korytarz i wszedłem do pokoju obok. Niall, Liam i Lou grali w .. coś. Zayn poszedł na jakąś imprezę.
- Zaliczyłeś kolejną?- zapytał Lou. – I jak było?
- Jak zwykle. Nudaaa…- ziewnąłem.
- Harry, może byś już sobie dał spokój? To już trwa trzy miesiące.. Masz przynajmniej trzy laski w tygodniu, nie przesadzasz?
- Wrzuć na luz, Daddy. To ja wybieram czego chcę.- powiedziałem pociągając kolejny łyk z prawie już pustej butelki.
- Tak, ty. Ale możesz się zarazić jakąś chorobą weneryczną..- powiedział. Tylko się zaśmiałem i opadłem na fotel. Nie chciało mi się z nimi gadać. Oni nic nie rozumieli. Nie wiedzieli jak to jest stracić coś tak cennego. To nie oni widzieli jak ich miłość wykrwawia się prawie na śmierć by potem mnie zostawić. A mieliśmy być razem.. Wiedziałem, że ona gdzieś tam jest. Może na mnie czeka.. Próbowałem dzwonić, kontaktować się z jej rodzicami, ale nikt nie chciał ze mną rozmawiać i wcale się nie dziwiłem. Rzeczywiście wyglądałem jak menel. Tylko na koncerty wkładałem maskę dawnego ja. Potem piłem i zabawiałem się jak podstarzały niewyżyty zboczeniec. I szukałem. Szukałem tego co straciłem.
Minęło tyle czasu, a to dalej tak samo bolało. Rozwalało mnie od środka. Nikt nie mógł mi pomóc, a sam jedyne co robiłem to doprowadzałem kolejne dziewczyny do płaczu.. Krzywdziłem tak jak mnie skrzywdzono.
Na szczęście zbliżały się święta. A może niestety.? Czekał mnie powrót do Londynu, do Holmes Chapel. Tam gdzie wszystko się zaczęło. Miałem tylko nadzieje, że teraz wszystko się tam skończy.

Rano miałem strasznego kaca. Jak prawie codziennie. Zdążyłem się przyzwyczaić, choć w gruncie rzeczy nie piłem aż tak dużo. Nie aż tyle co wszyscy myśleli. Może po prostu byłem psychiczny i dlatego tak się zachowywałem. Może.  Na łóżku obok spał Zayn. Był chyba w takim samym stanie jak ja. Nie wiedziałem nawet kiedy wrócił. Znów się zalałem i przespałem z niewinną dziewczyną. Życie. A z życia trzeba korzystać, co innego mi pozostało, oprócz utopienia smutków?
Naciągnąłem szybko spodnie i koszulkę. Opłukałem twarz i wyszedłem na korytarz. W tej samej chwili z pokoju naprzeciwko wyszedł Louis.
- O hey, stary.. Idziemy na śniadanie.. Opowiesz mi o wczorajszej nocy.
- To teraz bawimy się w przyjaciółki nierozłączki..?- Louis podniósł ręce.
- Hey, hey.. Jak nie chcesz to nie mów..
Tylko westchnąłem. Wiedziałem, że Louis mnie pilnuje. Jak zwykle był dobrym kumplem, ale tym razem działał pod przykrywką. Kontrolował każdy mój wyskok. I nie dziwiłem mu się. Też bym się tak zachowywał na jego miejscu. Nawet się z tego cieszyłem.
Zeszliśmy do bufetu. Liam i Niall już tam byli. Tylko Zayn jeszcze odsypiał noc. Gdy tylko weszliśmy Ona od razu zwróciła moją uwagę. Uśmiechnąłem się wrednie. Podeszła.
- Dzień dobry, kochanie..- powiedziałem z szelmowskim uśmieszkiem.
- Dzień dobry, wielka gwiazdo.
- Louis poznaj, Kochanie, moją nocną przygodę. – powiedziałem i nawet nie spojrzałem na przyjaciela, ale czułem w powietrzu jego zdziwienie, zwykle nie przedstawiałem mu jednorazowych lasek.
- Nie Kochanie tylko Mary. Jestem Mary, ciołku. I mieszkam tu najwidoczniej tak jak ty.
Zanim zdążyłem coś powiedzieć Louis mnie przeprosił mocnym uderzeniem w plecy i poszedł do Liama.
- No i zostaliśmy sami..- rzuciłem. Mary uśmiechnęła się do mnie niegrzecznie.
- Wykorzystajmy to, menelu.- powiedziała i pociągnęła mnie za rękę do pralni.. Chociaż nie byłem pewien, pomieszczenie było puste, a seks barwniejszy niż dotychczas.

-Aaaa! – zerwałam się zalana potem.
- Ciii.. ciii.. to tylko sen..- Emma już była przy mnie i szeptała do mnie głaszcząc mnie po głowie. – Spokojnie, piękna. Co ci się śniło..? Wyrzuć to z siebie.
- Harry.. On mnie już nie kocha..- wydusiłam.
- Kim jest Harry? Nie znasz go, kochanie. Nigdy cię nie kochał żaden Harry. To tylko głupi sen, tylko głupi sen..- powtarzała jak mantrę. Napięcie natychmiast opadło. Ścisnęłam jej dłoń. Była dla mnie takim oparciem. Odetchnęłam z ulgą. Nie ma żadnego Harrego. Nie ma.
**

Pozdrawiam.!
~H.

sobota, 4 sierpnia 2012

Odc. 21


 Enjoy!
21.

Blee.. Brudno-brązowa papka na talerzu i kubeczek z lekami sygnalizowały obiad. Skrzywiłam się i przy pielęgniarce połknęłam wyznaczone mi tabletki, po których przychodził ten błogi stan otępienia. W moim świecie powiedzieli by, że ćpam. Tylko, że to był teraz mój świat. Dla ludzi tutaj to była tortura, nikt tego nie chciał. Oprócz mnie. Ja opuszczałam wtedy własne jestestwo. Wkraczałam w nieznane obszary umysłu, by babrać się w brei moich myśli. By cedzić każdą ulotną niteczkę mojego rozumowania i zamykać w szufladach na wieki. Miałam być wtedy bezwładną masą, która radzi sobie ze wszystkim, zapomina o problemach i odpływa do świata względnej szczęśliwości. 
Wzięłam talerz z tajemniczą papką, która tak naprawdę była całkiem zjadliwa i podeszłam do mojego stałego stolika. Siedziała tam Emma i kilka innych pacjentek, których nie musiałam poznawać.
- To świństwo jest coraz lepsze. Nowa kucharka się uwija. – powiedziała lekko ironicznie Emma. Już zdążyłam się do tego przyzwyczaić. I do tego, że na stołówce wszyscy, którzy mogą  rozmawiają o pierdołach. Nie były tu poruszane problemy egzystencjalne, nie pojawiały się pytania o sens istnienia. Zero filozofowania, czysta codzienność i przytłaczające błahość. 
Nie lubiłam tu przychodzić. To miejsce mnie odstraszało, brzydziło i śmieszyło. Ktoś pluł, ktoś specjalnie wymiotował, żeby narobić roboty sanitariuszom, ktoś lizał ściany.. I w tym wszystkim, psychiczna ja.
- Myślę, że jeszcze tydzień i będzie jak francuski mistrz kuchni. – mówiła Emma.
- Przestań pieprzyć. – odezwałam się..
- Lepiej milczeć, być nietowarzyską i mieć nadzieje, że mamusia cię stąd zabierze? Nadzieja matką głupich, kochaniutka.
Nic się nie odezwałam. Nie lubiłam tego wymądrzania się Emmy. Do tego wrednego. Najgorsze jednak było to, że miała rację. Stad się nie wychodziło. Nie było żadnej nadziei, że ktokolwiek mnie tu znajdzie.. Że on mnie tu znajdzie. To nie była jakaś telenowela. To była rzeczywistość, a nie hollywoodzki serial. Tylko przekleństwa cisnęły się na usta. Tak bardzo chciałam, żeby to był hollywoodzki serial. Zaczęłam się panicznie śmiać. Już  po chwili trafiłam na obserwację. Wszystko było tak groteskowo śmieszne.. Gwałtowne ruchy rekami. Rozsadzało mnie od środka. Pękało mi serce, czułam jak jego kawałki odrywają się, by dryfować po moim organizmie raniąc inne organy. Paniczny śmiech zmienił się w tragiczny płacz. Płacz mordowanego dziecka. Dziką rozpacz matki. 
- Zabierzesz mnie stąd, Harry? Weź mnie stąd. Nie. Czemu nie, Harry. Przecież mnie kochasz.. Nie. Jak można mnie taką kochać.. Nie..
Słyszałam wydobywające się z moich ust słowa. Jakby ktoś do mnie mówił. Słowa te biły mnie po twarzy i ryły pazurami w moim sercu. Wybuchłam płaczem ze zdwojoną siłą. Sama byłam zdziwiona, że można aż tak bardzo. 
- Coś na uspokojenie… - doszło mnie jak porozumiewają się pielęgniarki i sanitariusze. Ukłucie, które przyniosło otępienie i spokój. Pozbawiło mnie wszystkich sił i ułatwiło wejście w nowy świat jednorożców.

Trzasnęły za mną drzwi.. Wtoczyłem się do salonu.
- Harry, znów? To już piąty  raz w ciągu tygodnia – doszło do mnie pytanie Gemmy.
- Co znów, kobieto? – wybełkotałem ściągając buty i rzucając je do przedpokoju.
- Nie mów tak do mnie, Harry. Masz zamiar zostać alkoholikiem, do cholery?- warknęła.- Zaraz wakacje się kończą i musisz wrócić do koncertowania.
- A co cię to obchodzi?! No właśnie. Wrócę do koncertowania.  W końcu to sprawia mi radość..- zaśmiałem się i wszedłem po schodach by znów odespać dwie butelki whisky.

Patrzyłem jak Harry się stacza. Patrzyłem i nie wiedziałem co mam robić. Nie miałem wielkiego pola to popisu. To Louis był najbliżej Harrego, a nawet on nie mógł nic na to poradzić. Wszyscy widzieli, że Harry popadł w depresje i nikt nie wiedział jak go z niej wyciągnąć, co robić.
- Chyba trzeba przesunąć trasę koncertową. On nie może tak wyjść do ludzi. – powiedziałem.
- Nie, Liam. Może jak się czymś zajmie to mu przejdzie. Może zapomni. - odezwał się Louis.
- Czy da się o czymś takim zapomnieć…?- zapytałem sam siebie na głos. Miałem wątpliwości.
-Oliwia niewątpliwie zrobiła mu krzywdę. Jeszcze to jej samobójstwo. No, próba.- powiedział Niall. Gemma spojrzała na niego z wyrzutem.
- Zostaw ją w spokoju.- wyszeptał Zayn.
- Określ się po czyjej jesteś stronie!- uniósł się Niall.
- Przestań. – uciszyła go Gemm.- Tu nie ma stron. Oliwia jest moją przyjaciółką, a Harry moim bratem martwię się o nich oboje.
- A może sobie powinnaś odpuścić tą laskę?! Harry jest twoim bratem, do cholery, a Oliwia? Nawet nie wiadomo gdzie ona jest.. Może ją zamknęli do czubków..?! Nie zdziwił bym się..
Nie zdążyłem nawet się odezwać. Zayn w sekundę podniósł się z fotela i rzucił z rękami na Nialla.
 Wstałem w jednej chwili. Gemma zaczeła krzyczeć.
- Niall! Stary odpuść.. Zayn!- Zayn opuścił ręce i opadł spowrotem na fotel. Niall otarł usta.
- Nie możemy sobie pozwolić na sprzeczki, na niedomówienia zresztą też nie.- odezwałem się.
- Liam jak zwykle mądrze gada. Zero kłótni. Oliwie sobie odpuszczamy.. Nie protestuj Zayn. Nie wiemy gdzie ona jest i czy w ogóle wróci. Trzeba się skupić na Harrym.. Dać mu odetchnąć.. Niech się czymś zajmie. Będę chodził z nim do baru, przyopilnuje go. Traktujcie go normalnie i zero pytań.."Czy wszytko w porządku?  Jest w porządku, jsne?- odezwał sie Louis.
- Wow, Lou, to ty?- zapytał zdziwiony Niall.
- Nie, duch święty. Dajcie mu po prostu spokój.
Usiadłem i zacząłem się zastanawiać w jakim stopniu Louis ma rację. Czy Harry mu coś powiedział. Zwykle to ja "rozumiałem sytuację", ale nie tym razem. Gubiłem się. Wszstko się popieprzyło. Już nie umiałem rozróżnić prawdy. Co było właściwie prawdą? Barkowało tylko niewielkiej iskierki, żeby wszytko wybuchło. Żeby Harry zajął się jak pochodnia i spłonął... Bałem się. Jak nigdy bałem się o tego największego hulakę w zespole.

W duszy płakałam. Byłam tak starsznie rozdarta. Moja wewnętrzna empatia znów dawała mi się we znaki. Mogłam ją tylko przeklinać. Mój brat ma depresję, boję się, że sobie coś zrobi. Moja przyjaciółka została skrzętnie schowana przez swoich rodziców, nie wiedziałam co się z nią dzieje i kiedy ponownie ją zobaczę. Do tego moje własne problemy teraz głęboko tłumione.
Już nie wiedziałam czym mam się martwić. Sobą, czy Harrym. Wybrałam Harrego, on był ważniejszy. Miał tylko dwa tygodnie na powrócenie do siebie. Zanim się kończyły wakacje, zamim wracała moja mama. I kompletnie nie wiedziałam jak mam mu pomóc. Czy wpychać się w ogóle z buciorami w jego życie. Czy tak jak Louis powiedział dać mu oddychać?
Siedziałam głęboko w fotelu i skubałam skórki przy paznokciach zamyślona, szarpana zmartwieniami.Na przeciwko spoczywał Niall. Bałam się na niego spojrzeć. On nie był Markiem, którego niegdyś tak bardzo kochałam. A może to było tylko młodzieńcze uczucie? A teraz? Niall był ode mnie młodszy, a jednak coś mnie do niego przyciągło.. Teraz jednak nie była potrzebna mi kojelna tragednia. Niall wiedział, że liczę na coś więcej, ale nie chciał i dał mi to jasno do zrozumienia. Nie odzywał się teraz do mnie za często i jedynie mnie tolerował. Nie mogłam się mu odwzajemnić tym samym. Byłam kobietą. Byłam bardziej uczuciowa i lubiłam to okazywać. Teraz jednak musiałam to wszystko w sobie tłumić. Miałam dość zmartwień. I choć dusza mi się darła na części to kochałam brata najbardziej na świecie i jemu musiałam poświęcić całą swoją uwagę.
- Ge, żyjesz?- usłyszałam i spojrzałam w oczy Liama.
- Nie mów do mnie Ge. - Liam przewrócił oczami. To przezwisko zawsze kojarzyło mi się z Liv, a teraz potęgowało tylko zmartwienia. 
- Okey,  to Gemmo, żyjesz? Nie myśl tak intensywnie, bo nam dom zakopcisz.
- Ale się ciebie żarty imają. - odpowiedziałam. - Przeprszam cię bardzo, ale z moim bratem dzieje się coś niedobrego i nie mogę się nie martwić.
- Rozumiem, ale ciągłe zamartwianie też nie jest dobre. Idź na  spacer. My go dopilnujemy. Przewietrz się. Niall pójdzie z tobbą.
Posłałam mu wzburzone spojrzenie.Wiedziałam, że Liam idealnie się wszystkiego domyśla i zrobił to umyślnie. Niall nie protestował. Podniósł sie tylko i złapał mnie za rękę.
-Chodź. Spacer dobrze ci zrobi. - powiedział. Nie wachałam się.

Było cicho za cicho. Ta cisza już zaczynała mi przewszkadzać. Niall szedł ode mnie w dość dużej odległości z rękami w kieszeniach.
- Może byś już przestał, co? -warknęłam. Chłopk obrócil głowę i spojrzał na mnie nie rozumiejąc.
- O co ci właściwie chodzi?
- O to twoje milczenie. Zapomnij, oky. Zaomnij o wszystkim co ja mówiłam, co mówili inni. Musimy to sobie wyjaśnić, wiesz? Ja mam tego dość, teraz mam dość zmartwień i nie potrzebuję kolejnego.
- A jakim to ja dla ciebie jestem zmartwieniem? Jestem tylko kumplem twojego brata. - powiedział blondyn..
- Aaa.. Niall ty pizdo. - rzuciłam i oddaliłam się w pośpiechu. Nie mogłam uwierzyć w jego zawziętość. Miałam go już dość. Nawet, gdy wyciagałam rękę, chciałam by był tylko moim przyjacielem to on sobie nie dawał. Nie miałam pojęcia o czym on myślał.. Zachowywał się jakby wszyscy go kochali najbardziej na świecie, a on musi się przed tym bronić. Kiedy aktualnie wszyscy mieli go głęboko. Oczywiście, oprócz biednej Gemmy, biednej mnie...
**

Tak, wiem obiecałam wam odcinek specjalny. I dotrzymam słowa. Ale moment, muszę go wpasować jakoś w fabułę, co nie? 

Dzisiaj obejdzie się bez pytań, ponieważ fabułę mamy całkowicie otwartą. Wszytko się może zdarzyć. Możecie jednak spekulować, może mnie natchniecie? Jesteście w stanie to zrobić.?

Dziękuję, za tak liczne komentarze.; ))
 Mam nadzieje, że przez pochwały nie zniechęcicie się i przestaniecie komentować. Jak tak to będzie mi bardzo przykro i nie wiem kiedy zabiorę za publikacje kolejnego odcinka.. Przepraszam, za ten szantażyk, wiecie, że nie lubię tego robić..

To chyba tyle, jak macie jakieś pytania dotyczące czegokolwiek.. Czy to opowiadania czy egzystencji i sensu istnienia to możecie pisać na moje gg, choć nie obiecuje, ze odpowiem jak zapytacie o sens istnienia, bo nawet najwięksi tego nie odgadli, więc czemu ja miałabym wiedzieć..; )) Ale w każdej innej sprawie jestem do waszych usług. GG znajdziecie pod poprzednim odcinkiem.; )

Pozdrawiam.!
~H.