poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Odcinek 6


6.

Rano miałam potwornego kaca. Nie mogłam się na niczym skupić, a głowa i żołądek bolały mnie niemiłosiernie nie wspominając o straszliwym pragnieniu, które dręczyło mnie od momentu przebudzenia aż do zejścia do kuchni.
W kuchni był Harry i Liam, którzy wczoraj chyba najmniej pili.
- Śniadanko?- zapytał Harry unosząc patelnie pełną „czegoś”, czego sama woń przyprawiała mnie o mdłości. Nie wątpiłam, że śniadanie Harrego jest pyszne, ale dzisiaj wszystko było dla mnie jak trucizna.
Udałam odruch wymiotny i zabrałam się za pełną butelkę wody mineralnej. Harry zrobił obrażoną minę i dalej mieszał w swojej potrawce, która najprawdopodobniej była zwykłą jajecznicą.
- Aspirynkę?- zapytał Liam.
- Poproszę. – powiedziałam odrywając się od butelki. Liam się uśmiechnął i zabrał się za szukanie po szafkach aspiryny.
- Od niego to bierzesz, a ode mnie to nie chcesz..- oburzył się Harry. Popatrzyłam na niego z ukosa.
- Zależy co kto proponuje.- powiedziałam uśmiechając się zwycięsko.
- Sorry, stary, ale jestem lepszy. – poklepał go po plecach Liam i postawił przede mną szklankę z musującą jeszcze tabletką. Podziękowałam i łapczywie zaczełam chłeptać płyn.
- Ciekawe w czym? Nikt tak nie uważa. – odgryzł się kumplowi Harry.
- W wielu rzeczach. Zapytaj się Danielle ona ci powie. – wypiął język Liam. To był cios poniżej pasa dla Loczka.
- Jakbym chciał dziewczynę też bym miał. Nie musisz się tak chwalić! Zapytaj Caroline ona ci dopiero poopowiada!
Liam zaczął się śmiać.
- Stary, ona mogłaby być twoją matką! – Harry nabrał powietrza. Niby wszystko było na żarty, ale wchodzili na drażliwe dla chłopaków tematy. Nie miałam ani ochoty, ani musu by tego słuchać.
- Spokój.! Nikt wam przecież do spodni nie zagląda! Daj to śniadanie, Harry. – powiedziałam siadając za stołem.
- Wiedziałem, że mi się nie oprzesz. – wypiął dumnie klatkę piersiową i postawił przede mną talerz. Gdy tylko się zbliżył mocno walnęłam go w ramię.
- A to za co? – oburzył się rozcierając rękę.
- Za istnienie i nadętość. – odpowiedziałam wypinając mu język. Liam zaczął się panicznie śmiać.  
- W końcu ktoś temperuje naszego księcia. – zaśmiał się mój dobrodziej od aspiryny.
Do kuchni wpadła Gemma.
- Czego Liam się cieszy jak głupi do Goudy?- zapytała siadając obok mnie i czochrając swoje ciemne włosy sterczące jej dęba.
- Bo mnie obrażają.!- żachnął się Harry.
- No przecież jem twoje śniadanie. Jest dobre, panienko. – powiedziałam wkładając sobie trochę dania do ust.
- Pff. Widzisz?!
Gemma zaczęła się śmiać. Liam w tym czasie postawił przed nią kubek z aspiryną. Podziękowała skinieniem głowy.
- Gdzie ty właściwie spałaś?- zapytałam przyjaciółki, której w nocy przy mnie nie było.
- Na Niallu. I Louisie. Nie wie ktoś jak ja się tam znalazłam? W ogóle dzięki za przypilnowanie, braciszku.- powiedziała Ge drwiąco. Ja zaczełam się straszliwie śmiać, a Harry.. Harry się obraził, rzucił patelnią i wyszedł.
- Przejdzie mu. – powiedziała Gemma. Zaczełam się śmiać jeszcze bardziej. Wiedziałam, że jest to bardzo nieodpowiednie, ale po prostu nie mogłam się opanować. Wszystko było przekomiczne i właściwie wręcz groteskowe.

- Harry, wszystko porządku?- zapytałam wychylając się za drzwi jego i na chwilę obecna jeszcze Louisa, pokoju.
- W jak najlepszym. – powiedział bawiąc się swoim telefonem. Cofnęłam się o krok. Miałam wyjść, ale widziałam, że Harry kłamał. Uraziliśmy go i było mi teraz strasznie głupio.
- Nie kłam. Przepraszam, za mój wybuch śmiechu. – powiedziałam wchodząc głębiej do pokoju.
- Spokojnie. Nic się nie stało. Przyzwyczaiłem się, że się ze mnie nabijają. Ze wszystkich się śmiejemy, więc.. Norma. – rzucił nad wyraz lekko strzelając palcami.
- To czemu..?- zaczełam. Chciałam wyjaśnienia. Harry był dla mnie całkowitą zagadką.
- Miałem złą noc. – powiedział patrząc na telefon. Widziała, że nie chce ze mną rozmawiać na ten temat. Widocznie musiał dostać jakieś złe wiadomości i to po imprezie, wcześnie rano, ponieważ zeszłego wieczoru nie był tak przybity i drażliwy.
- Rozumiem. – wyjąkałam i wstałam. – Jakbyś czego potrzebował.. Wiem, że nie jestem najlepszą osobą, ale..
- Rozumiem. – przerwał mi. Czułam, że rozmowa skończona. Zawstydziłam się. Wyciągnęłam do niego pomocną dłoń, a on ją po prostu odtrącił. Przez myśl przeszło mi, że jednak się pomyliłam, a może to tylko takie wrażenie i Harry ma naprawdę zły dzień? Nie wiedziałam co myśleć na ten temat. Cicho wyszłam z pokoju i przystanęłam na chwilę. Czułam się jak kompletna idiotka, ale co jeszcze mogłam zrobić? Może najlepiej nic nie robić, żeby jeszcze bardziej się nie pogrążyć.

Harry.

Przyjaźń. Pomoc. To wszystko jest takie ulotne. Nikt nie był mi w stanie pomóc. A może ja tej pomocy nie chciałem? A może nie było w czym i był czas, żeby w końcu przestać się przejmować?
Oliwia była miłą dziewczyną, świetnie się z nią bawiłem, ale jednakże bardzo krótko ją znałem. I zdecydowanie za często o niej myślałem. Nawet teraz. To, że się ze mnie śmiała przeszkadzało mi. Musiałem ją wypchnąć z umysłu. W końcu to nie o nią chodziło. A jeżeli ją zraniłem tak bezczelnie ją wypraszając? Co sobie o mnie pomyśli? I tak już zrobiłem raczej nieciekawe wrażenie. Stop, kurcze, Harry. Przestań o tym myśleć, teraz liczy się Emily.  Muszę coś szybko wymyślić by jej nie stracić. By coś zyskać. Może coś lepszego od Oliwi, a może gorszego.
 Nie, no co się dzieje, ta dziewucha za często figuruje w moich myślach. Faktycznie była dziewczyną idealną. Idealną by przedstawić ją rodzicom. Ładna, stateczna, miła, ale walcząca o swoje, lubiła się odgryźć. Perfekcyjna, ale nie dla mnie. Całkowicie nie w moim typie. Nie miała tego czegoś. A mimo to cały czas o niej myślałem. Może rzuciła na mnie jakieś zaklęcie? Nie, no przecież nie żyjemy w świecie Harrego Pottera. Była po prostu za bardzo intrygująca. A może to znaczyło, że jednak ma to coś? Nie. Na pewno nie ma. Emily to ma. Tylko co ja mam z nią zrobić, coraz bardziej się ode mnie oddala. Muszę coś szybko wymyślić, a będzie po mojej myśli.

Powrót do pierwotnego narratora.:

Do końca dnia chodziłam struta. Harry zresztą tak samo, snuł się po domu jak cień. Nie próbowałam już z nim więcej rozmawiać. Zrozumiałam, że nie jestem do tego najodpowiedniejszą osobą. Trzymałam się od niego z daleka i miałam nadzieje, że on mnie nie zauważy. A gdy tylko na mnie spojrzał zawstydzałam się i czułam jak idiotka. Atmosfera powoli stawała się nieprzyjemna.
Na szczęście trwała tylko do następnego dnia. Harry zignorował naszą rozmowę i nasze kontakty wróciły do normy. Nie mogłam ich nazwać szczególnie przyjacielskimi, ale koleżeńskimi jak najbardziej.
Zayn za to traktował mnie troszkę jak swoją własność. Chciał być cały czas przy mnie co kłóciło się z moją niezależnością, a z drugiej strony bardzo mi pochlebiało. Bałam się tylko, że będzie chciał czegoś więcej, a na to ani nie byłam gotowa, ani nie było szans. Za kilka dni miałam wyjechać, a nasze kolejne spotkanie było niepewne. To miał być zapewne koniec mojej cudownej przygody, którą będę pieścić w pamięci każdego dnia szarej, pochmurnej rzeczywistości. 

***

Zbliżam się! Ale nie do punktu kulminacyjnego, tylko do początku punktu kulminacyjnego.; )
A teraz jak myślcie, co się zdarzy? Jak wasze wyobrażenie wpłynie na przyszłość? Bo wszytko ma jakieś konsekwencje.; ) 
Kim jest Emily? Jaka będzie jej rola? 
To już nie długo...

Ale zanim.. 
Jakiś czas temu zaczęłam współprace z wspaniałą osobą. Mianowicie z Edith.; ) Tak, więc mam dla was niespodziankę!! Już od dzisiaj zapraszam wszystkich chętnych na opowiadanie naszego autorstwa. Pierwszy odcinek pojawi się jutra, ale i tak zapraszam. ; )) 
Mam nadzieję, że wam się spodoba. Nie banalny pomysł i mnóstwo serca! Od nas, dla was!

Pozdrawiam!
H.

czwartek, 26 kwietnia 2012

Odcinek 5


5.
Minęły już trzy dni mojego pobytu w Holmes Chapel. I nie myliłam się były absolutnie rewelacyjne. Gemma była Gemmą, a chłopcy byli wspaniali. Poznanie ich nie miało niczego równego sobie. Czas spędzaliśmy na wygłupach, trzymaniu porządku, który z nimi też był cudowny i robieniu obiadów. Na codzienności, która w takim towarzystwie nabierała innej barwy niż szarość.
Każdy z chłopców był inny, unikatowy. Z każdym dogadywałam się jak nie bardzo dobrze to chociaż przeciętnie. Najmniejszy kontakt miałam niezaprzeczalnie z Liamem. Może dlatego, że na razie nic nas do siebie nie ciągnęło, nie mieliśmy o czym rozmawiać i nasza przyjaźń był dość wątła i szyta bardzo słabymi nićmi.
Najlepsze relacje miałam z moim bodygardem, który był dość bezczelny i wyzywający, ale żartobliwy i zawsze był gdzieś przy mnie. Troszczył się o mnie bym zawsze miała towarzystwo i rozrywkę, mimo, że starał się tego nie pokazywać. No i oczywiście Harry. Druga rozmowa w kuchni nie miała miejsca, ale był całkiem w porządku i nie stroniłam od jego towarzystwa. Wręcz przeciwnie jakaś cząstka mnie łaknęła długich rozmów i obecności tego „nieskromnego” chłopaka, który wywarł na mnie wrażenie. Nie pozytywne, nie negatywne. Po prostu wrażenie, którego jeszcze nie umiałam zdefiniować.
To był trzeci dzień i w końcu nasz pomysł wyjścia na dyskotekę do Chester przyjął realne kształty.
- Myślisz, że te buty będą pasować do tej sukienki?- zapytałam Gemmę przymierzając beżowe szpilki.
- Jasne. – odpowiedziała.- Ale czarne będą lepsze.
Skinęłam głową i ściągnęłam szpilki jednocześnie wyciągając z walizki czarne. Jak zwykle moja przyjaciółka miała rację. Teraz było idealnie. Efekt był całkowicie zadawalający.
- Jak wyglądam?- zapytałam obracając się o trzysta sześćdziesiąt stopni.
Miałam na sobie ciemnoszarą połyskującą sukienkę do połowy uda z rękawami na trzy czwarte i dekoltem wykrojonym w kształt  łódki. Długi wisiorek i czarne szpilki dopełniały efekt. I oczywiście moja czerwona szminka bez której nie chodziłam na imprezy.
- Jak księżniczka. – odpowiedziała Gemma. – Zaraz ci znajdę jakiś diadem.
Zaczęła się śmiać i buszować po pokoju.
- Tylko księcia brakuje. – powiedziałam patrząc w lustro. Ge obróciła się i stanęła koło mnie wpatrując się w nasze odbicia.
- Jeszcze jedzie na swoim białym rumaku przez góry, lasy i doliny by cię wyciągnąć z wieży. Na razie możesz wybrać sobie którego z dołu.
Zaśmiałam się szczerze i objęłam przyjaciółkę ramieniem.
- Tylko ile na niego będę musiała czekać? Niech ten jego koń się zepnie.- westchnęłam.
- Może krócej niż przypuszczasz. Schodzimy?
W milczeniu skinęłam głową i ostatni raz spojrzałam na swoje odbicie. Ułożyłam swoje krwisto-czerwone usta w uśmiech i poprawiłam włosy. Byłam gotowa na szaloną noc.

- Uu! – usłyszałam schodząc z ostatnich stopni wycie Zayna. Uśmiechnęłam się zalotnie.
- Ślicznie wyglądacie. – powiedział Harry cmokając Gemmę w policzek i podając jej ramie. Poczułam coś jakby zazdrość. Irracjonalną zazdrość. Przecież nie zależało mi na Harrym, poza tym to była jego siostra. Chodziło chyba o to, że do mnie nikt nie podszedł. Jak zwykle.
Gdy tylko o tym pomyślałam swoje ramie podsunął mi Zayn szepcąc do ucha jak ślicznie wyglądam. Uśmiechnęłam się do niego i przyjęłam jego propozycje biorąc go pod rękę.
 - Gotowe na całonocny bal?! – krzyknął wpadając jak burza do pokoju Louis. Zaśmiałam się i po chwili dało się słyszeć nasze przytakujące krzyki. Spojrzałam na chłopców i oblizałam usta. Wyglądali świetnie, jak zwykle, ale dzisiaj przeszli samych siebie. Te marynarki, kolory. Wszystko z panującą modą. Takie słodkie.
Poczułam na sobie wzrok Zayna. Popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się ukazując swoje uzębienie.
- Gotowa?- zapytał.
- Od urodzenia.

Klub był duży, ale nie wyróżniał się niczym szczególnym. Takich jak on było tysiące na całym świecie. Jednakże miał w sobie pewną atmosferę. Coraz bardziej jednak uświadamiałam sobie, że cała pozytywna atmosfera pochodzi z mojego towarzystwa. Bez nich był by to tylko przeciętny klub w niewielkim mieście jakim jest Chester.
Bawiłam się świetnie choć zdawało mi się, że Louis chce mnie wykończyć swoim nad wyraz żywym tańcem. Miałam jednak szczęście i z opresji wyrwał mnie Zayn. Zakręcił mnie kilka razy, a potem przyciągnął do siebie uwodzicielsko.
- Dobrze się bawisz?- zapytał.
- Coraz lepiej. – odpowiedziałam. Miałam ochotę na lekki flirt. Nie byłam w tym jednak najlepsza. Nawet dobra nie byłam, ale chciałam spróbować. Na Zayna chyba działało, ponieważ zaczął się do mnie uśmiechać inaczej niż zwykle i przysuwać coraz to bliżej. Brałam też pod uwagę to, ze oboje byliśmy lekko wcięci. Ja jednak dużo mniej niż on. Nie mogłam sobie pozwolić na żadną głupotę. Nie po to tu przyjechałam.
- Ze mną?- zapytał Zayn.
- A chciałbyś? – odpowiedziałam wymijająco i zarazem bardzo kusząco.
- Bardzo.
- To tak. Z tobą najlepiej.
Chyba nie szło mi najlepiej bycie seksowną, ale Zaynowi wcale to nie przeszkadzało. Zatopił głowę w moim obojczyku i mocno mnie przytulił. Na początku bardzo mi się to podobało, ale z czasem mi przeszło. Chciałam jeszcze tańczyć, a nie chwiać się w dwie strony przytulana przez chłopaka, nawet przez takiego przystojniaka jakim był Zayn.
Wyrwałam się lekko i zasugerowałam delikatnie ruchami by Zayn mnie okręcił i puścił. Uczynił to. Kręciłam się przez pół parkietu, a potem szybko się zmyłam. Źle się czułam uciekając przed mulatem z którym tak dobrze się dogadywałam, ale w tym momencie już nie miałam ochoty na flirty. Zdziwiona swoimi zmianami nastroju spowodowanymi zapewne przez trzeźwienie, znowu stając się nieśmiała usiadłam w naszej loży. Chwilkę siedziałam sama, ale wkrótce dosiadł się do mnie Harry.
- Czemu tak tu sama siedzisz?- zapytał wycierając ręce o spodnie.
- Miałam dość wolnego tańca z Zaynem i musiałam uciec. Nie mów mu tego. – powiedziałam. Harry zaczął się śmiać. Poszłam za jego przykładem. Czemu to powiedziałam? Zaczynałam się gubić. Nie pierwszy raz mówiłam mu to czego nie powinnam.
- Nie powiem pod warunkiem, że zatańczysz ze mną.- wyszczerzył się.
- Pod warunkiem, ze nie będziesz mnie obłapiał. – zastrzegłam grożąc mu palcem.
- To ja tu jestem od warunków! – zbulwersował się. – Ale oky. Widzę, że dalej masz o mnie raczej niskie mniemanie. – skrzywił się.
- Przestań. Masz zamiar tu siedzieć? Mieliśmy tańczyć. – powiedziałam wstając i wyciągając w jego stronę rękę.
Pokręcił głową i wstał. Poszłam na parkiet. Słyszałam kroki Harrego za sobą i jego krzyk:
- Ale obłapanie unieważniamy?- zaczełam się panicznie śmiać. Podałam mu rękę i zatraciłam się w wirze tańca. Bez obłapania.

Taniec z Harrym był wspaniały. Czułam, że mogę zyskać nowego przyjaciela. Świetnie się z nim dogadywałam. Ciągle się śmiałam i miałam nadzieję, ze niczym mnie do siebie nie zrazi.
Po imprezie wróciliśmy nocnym autobusem do Holmes Chapel i doszliśmy do domu w jako takim stanie. Sam marsz przez miasteczko był cudownie zabawny. Każdy z nas był lekko wypity i nikt nie przestrzegał ciszy nocnej. Na żartach oczywiście się nie kończyło. Było bieganie po ulicy, noszenie się nawzajem i oglądanie gwiazd. Przejście kilometra zajęło nam godzinę. Za to po tym byliśmy padnięci i zasnęliśmy w różnych dziwnych miejscach.
Jednak nie żałowałam. Faktycznie był to niesamowity wieczór, szalona noc. Najlepsza jak Dotąd w moim życiu. Zdałam sobie sprawę, że takie wspomnienia też są potrzebne, i że gdybym nie poznała One Direction nie miałabym takich zwariowanych wspomnień. Śmiało mogłam zaliczyć to wydarzenie do listy moich najlepszych dat. Wszystko szło tak gładko, jak nigdy. Jeszcze mi się nie zdarzyła tak prosta droga, zaczełam się powoli zastanawiać ile ona może trwać. Czy już czas zacząć się przejmować? Czy warto się przejmować na zapas? Chyba nie. Czas by wykorzystać prostą drogę w każdym calu. By niczego nie żałować, a nawet jeśli to by na starość mieć wspaniałe wspomnienia. 
***
Zayn? Harry? A może ktoś jeszcze inny? Może Oliwia porzuci zespół i znajdzie kogoś.. lepszego? Czy zostanie w Holmes? Wyjedzie? Jak tak, to dokąd? Jak nie, to co będzie robiła w Holmes? Porzuci marzenia, na rzecz mrzonek? 

Po wprowadzeniu do opowiadania, zaczynam wprowadzenia w punkt kulminacyjny.; ) Kiedy się zacznie punkt kulminacyjny? Zdradzić wam.? w 7 odcinku. ; ) Może wytrwacie. xd

Przepraszam za jak na mnie długa nieobecność, ale ten tydzień był naprawdę męczący. Odcinki będą się teraz pojawiły rzadziej, ze względu na moją wzmożoną aktywność twórczą ^^ , która może was niedługo zaskoczyć. ; ) Tylko czekać. ;)

Dziękuję za wszystkie komentarze i liczbę wejść. Dziękuję tym co czytają, rozumiem, że można mnie mieć już powoli dość. ;)

Pozdrawiam.!
Wasza H. 

PS. Szczególny buziak w stronę Edith ;*** Nawet nie wiesz, jak mnie uskrzydlasz i inspirujesz.; ) 
Niech moc będzie z nami.; )

sobota, 21 kwietnia 2012

Odcinek 4


4.
Byłam padnięta. Po całym dniu z One Direction i z Gem nie miałam siły nawet podnieść ręki. Ile musiałam się z nimi naszarpać. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie przeżyłam. Miałam przecież zakręconych znajomych, ale to przechodziło moje najśmielsze wyobrażenia. Konkursy w piciu soku pomidorowego i ketchupu, bieganie po domu z ogórkami czy udawanie supermana, nie wliczając stania przez dwie godziny z abażurem na głowie udając lampę było dla mnie kompletnie nie do pojęcia. Jeżeli tak miało być cały czas to nie wiedziałam jak ja to przeżyję. Wmawiałam sobie jednak, że to tylko przejściowe, że im przejdzie i do końca tygodnia będzie spokój. Jednak to była moja mała nadzieja, nie miałam pojęcia jak chłopcy zachowują się na co dzień. Może się zmęczą.
Wyszłam z pod prysznica i ubrałam się w moją kusą koszulę nocną, którą wzięłam nie wiedząc, że będzie tu cały dom młodych mężczyzn. Na wierzch założyłam turkusowy, jedwabny szlafrok sięgający mi lekko za połowę uda. Przejrzałam się w lustrze i przygładziłam swoje blond włosy po suszeniu sterczące na wszystkie strony. Zmyłam mój dokładny makijaż i poczułam się goła. Na szczęście miałam już nie spotkać żadnego z członków One Direction, więc mogłam sobie pozwolić na ten luksus naturalności.
Gemma już leżała w łóżku. Niedbale rozrzuciła ręce i jęczała. Zaśmiałam się.
- Też jesteś tak padnięta?- zapytałam opadając na łóżko obok niej.
- Jeszcze się pytasz? Nie mam siły nawet przynieść sobie soku z dołu. Pójdziesz? – zapytała patrząc na mnie zmęczonymi oczami.
- Nie. – odpowiedziałam jak prawdziwa przyjaciółka. Trzeba być w życiu asertywnym.  Gemma jęknęłam. Znów się zaśmiałam i podniosłam.
- Pójdę, ale żeby mi to było ostatni raz. ! – zastrzegłam grożąc jej palcem. Zwlekłam się z łóżka i leniwie przebierając nogami zeszłam na dół.
- Cześć. – usłyszałam wchodząc do kuchni. Stanęłam lekko oszołomiona i nie wiedziałam gdzie podziać wzrok. W kuchni znajdował się trzymając w ręce butelkę wody Harry ubrany jedynie w luźne spodnie dresowe. Speszyłam się, ale na szczęście nie trwało to długo. Przeklęłam w duchu. Nie lubiłam w sobie tego, że wszyscy chłopcy tak na mnie działali, peszyli mnie i stresowali. Nie czułam się komfortowo w towarzystwie zwykłych chłopców, a co dopiero półnagich gwiazd rocka.
- Cześć. – odparłam. Moja cała elokwencja się gdzieś ulotniła i nie miałam pojęcia co mam powiedzieć.  Na szczęście Harry nie zapomniał języka w gębie i przejął inicjatywę czym byłam zdziwiona. Mógł przecież po prostu wyjść.
- Czemu jeszcze nie śpisz? – zapytał mierząc mnie spojrzeniem od samych stóp. Przypomniałam sobie, że stoję przed nim w dość kusym szlafroczku zasłaniającym nie tyle ile bym chciała. Spróbowałam go dyskretnie lekko naciągnąć, ale nic z tego nie wyszło. Harry odchrząknął i obrócił głowę zawstydzony tym, ze go złapałam na patrzeniu się na moje wdzięki. Zignorowałam to jednak i wróciłam do konwersacji.
- Gemma wysłała mnie po sok, a ja jak głupia dałam się tak bezczelnie wykorzystać.- odpowiedziałam. Harry zachichotał.
- Dobrze, że się dałaś. Spotkałaś tu mnie. – wyszczerzył się. Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam dwie szklanki z kredensu i sok z lodówki.
- Nie ma to jak przypadkowe spotkanie w kuchni. I niska samoocena.- powiedziałam ironicznie.
- Takie są najgorętsze. – powiedział Harry siadając na blacie. Zaśmiałam się i popatrzyłam na niego krzywo.
- Może sobie zamów prostytutkę , co? – zaproponowałam. Zaczął się śmiać.
- Stać mnie by samemu zdobyć dziewczynę. Aczkolwiek ewidentnie widać, że nie każdą.
Uśmiechnęłam się do niego miło i podziękowałam. Był to dla mnie wielki komplement. Wzięłam obie szklanki i zamierzałam wyjść z kuchni, ale Harry mnie zatrzymał.
- Masz ochotę na piernik?
Wiedziałam, ze o tej porze jakiekolwiek słodycze są nie wskazane, ale w tej sytuacji... W takim towarzystwie. Jednak wahałam się.
- Gemma na mnie czeka. – odpowiedziałam w sumie ignorując jego pytanie.
- Gemma? Jak znam swoją siostrę to już dawno śpi. Wystarczy, że przyłoży głowę do poduszki. Nie to co ja. Nie pozbawiaj mnie jedynego towarzystwa. Chłopaki też już słodko chrapią. – powiedział sięgając do lodówki i uśmiechając się słodko. Dobrze wiedział, że jestem już kupiona. Miał rację, czemu sama się dziwiłam. Nie lubiłam przebywać sam na sam z chłopakami. Raczej tego unikałam.
- Dobrze. Wyciągaj piernik. – powiedziałam stawiając szklanki na blacie i siadając koło nich. Gdy tylko usiadłam podwinęło mi się moje odzienie. Już teraz nie dyskretnie próbowałam je ciągnąc w dół, ale nic z tego. Harry widząc moje usilne starania zaczął się śmiać i rzucił mi czystą ścierkę. Skinęłam zawstydzona głową w podziękowaniu i przykryłam moja gołe uda.
Harry usiadł koło mnie na blacie i przysunął mi talerz z kawałkami piernika.
- Naprawdę Gemma powiedziała ci, że ma brata Petera?- zagaił chłopak. Przeżułam kawałek wybornego ciasta i odpowiedziałam z powagą.:
- Owszem. I w sumie tego nie rozumiem. –zawahałam się i poprawiłam.- Znaczy rozumiem, ale… Co to ma do rzeczy kim jest jej brat, przecież to do niej jechałam.
- Ej! – krzyknął Harry, ale na tyle cicho by nikogo nie zbudzić. – Jak to co to ma do rzeczy.? Ja nim jestem.
- Czy ty nie masz czasem za wysokiego mniemania o samym sobie?- zapytałam wpychając sobie do buzi kawałek ciasta.
- Może troszkę. Ale zawsze tak było.
- A już myślałam, że odkąd zostałeś gwiazdą. – zaśmiałam się lekko. Harry popatrzył na mnie bardzo poważnie.
- Nie. Nie uważam się też za jakąś wielką gwiazdę, ale ty najwyraźniej tak o mnie myślisz. I tu zataczamy koło. Dlatego Gemma przedstawiła mnie jako Petera. – zaśmiał się. – Naprawdę te imię jest okropne!
- Jak mam tak nie uważać? Cały świat tak uważa, a jakbyś się nasłuchał o tobie tego co ja w szkole to też byś tak myślał. Dla mnie to nie ma znaczenia kim jest brat mojej przyjaciółki. Przynajmniej nie w takim sensie. Ma znaczenie tylko to jaką jest osoba, a jak na razie zauważam jest strasznie zadufany w sobie. – powiedziałam prześmiewczo machając nogami  jak dziecko w podstawówce, gdy tylko nie dotyka nogami podłogi. Jak jakaś sierotka.
- Nie jestem zadufany w sobie. No, może trochę nieskromny, ale to tylko pierwsze wrażenie.
Zaśmiałam się i zeskoczyłam z blatu.
- W takim razie i tak nie było złe. Czekam na kolejną stronę twojej osobowości, a teraz idę do przyjaciółki, bo piernik się skończył. – powiedziałam patrząc na pusty talerz.
- To tylko dlatego, ze mną tu siedziałaś?- zaśmiał się lekko Harry rozkładając ręce.
- Był pyszny. – wzięłam sok i pomachałam mu ręką.
Na górę szłam z uśmiechem na ustach i jednym zdaniem zaprzątającym moje myśli „ Jaki fajny facet”.

Jak powiedział Harry Gemma już spała. Gdy weszłam przebudziła się i coś wymruczała, ale ciężko było zrozumieć sens jej słów. Położyłam się obok i jeszcze długo nie mogłam zasnąć dręczona różnymi myślami zalewającymi mi umysł. I nadziejami. Nadzieją na wspaniałe ferie we wspaniałym gronie, na pozyskanie nowych przyjaciół i czerpanie z życia garściami.
Zapowiadało się wspaniale i mogłam tylko trzymać kciuki, żeby wszystko się spełniło. 

***
Już niedługo do tej "akcji".; )
 To tyle. 

Dziękuję wszystkim za komentarze i odwiedziny.; ) Cudowne jest to, że to czytacie..; )

Pozdrawiam.!
Wasza H.

PS. Zapraszam na moje dzieło na wspolnykierunek.blogspot.com. To chyba najlepsze co mi się udało napisać. (wyłączając niektóre fragmenty wk I )

środa, 18 kwietnia 2012

Odcinek 3


Enjoy!
3.

One Direction. Kto by się spodziewał. Wstałam z krzesła i stanęłam w lekkim rozkroku. Nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać, a mostu żadnego tu nie było, ażebym mogła się rzucić. Może powinnam skakać ze szczęścia i piszczeć, ale nie miałam ani zamiaru ani ochoty. Ot kolejny boy band jednego sezonu. Wyrzucałam sobie tylko moją głupotę, że byłam aż tak mało spostrzegawcza, ale z drugiej strony skąd mogłam wiedzieć, że jeden z nich pochodzi z Holmes Chapel?
- Harry Styles. No tak mogłam się domyśleć. – prychnęłam patrząc na przyjaciółkę. Przepraszająco wzruszyła ramionami.
- Przepraszam. – wydusiła. – Wiedziałam, że się nie domyślisz. To nie twój styl muzyczny. Do tego nigdy nie wnikasz w życie prywatne gwiazd. Właściwie skąd wiesz, ze Harry, a nie na przykład Louis?
- Moja koleżanka, Paulina bardzo ich lubi. – rzuciłam patrząc na zdezorientowanych chłopców stojących po przeciwnej stronie pomieszczenia.
- Więc już rozumiesz?- zapytała Gemma.
- Rozumiem, Ge. Rozumiem. – uśmiechnęłam się do niej i podeszłam do piątki przystojniaków, których do tej pory widywałam tylko na obrazkach, plakatach i w witrynach sklepów.
- Cieszę się, że w końcu możemy się poznać. – powiedział Harry ściskając moją dłoń. – Gemma mi o tobie dużo opowiadała.
Zaśmiałam się.
- A mi o tobie, że nazywasz się Peter.- powiedziałam sarkastycznie.
- Peter? Serio?- zapytał patrząc na Ge. – Nie mogłaś wymyślić ładniejszego imienia?
- To pierwsze wpadło mi do głowy. – powiedziała Gemma wypinając język.
- A co mówiła o nas?- zapytał wtrącając się Louis. Przekrzywiłam lekko głowę i odpowiedziałam patrząc na przyjaciółkę.
- Że jesteście super seksowni i z każdym z was z chęcią by się przespała.
Gemma zaczęła się śmiać, a  Louis skacząc jak typowy wariat z wyciągniętymi ramionami krzyczał „ Chodź! Chodź!”. Ech ta zemsta. Jakie to słodkie uczucie.
Z tyłu usłyszałam perlisty śmiech mamy mojej przyjaciółki. Zawstydziłam się lekko. Całkowicie zapomniałam, że Anne Cox cały czas znajduje się w kuchni.
- Czuję, że będziecie mieć tu ciekawie. Tylko żadnych ekscesów proszę. Teraz zapraszam na kolację.
Poprawiłam włosy lewą ręką i nieśmiało uśmiechnęłam się do pani Cox.
Miała rację to miały być naprawdę fajne ferie.

Rano gdy zeszłam na dół już stały całe tony bagaży. Wszyscy się nerwowo krzątali podając sobie najpotrzebniejsze rzeczy.
- Oliwia choć tu! – zawołała mnie matka mojej przyjaciółki. Podeszłam, a ta uściskałam mnie życzliwie.
- Przykro mi, że tak krótko się widziałyśmy, ale jestem pewna, że to nie ostatni raz. Teraz musimy już uciekać. Jesteśmy przeraźliwie spóźnieni na samolot. – puściła mnie i zaczęła tulić, całować i szeptać coś do uszka swojemu jedynemu synowi, gwieździe.  Następnie otarła z policzków łzy i złapała za rękę swojego męża. Wyszła z domu obracając się jeszcze kilkanaście razy i upewniając czy na pewno nie powinna zostać. Gdy tylko usłyszeliśmy odjeżdżający z parkingu samochód wydarł się Louis:
- Choć tu do mnie ty mój maminsynku! – podszedł, a właściwie rzucił się na Hazze. Harry zrobił przeraźliwą minę, ale nie opierał się. Przytulił się do niego i zsunął swoje ręce na pośladki Louisa.
- Larry żyje! – krzyknął Niall. Popatrzyłam na nich trochę no jakby na debili z wyrazem tępego oszołomienia malującego się na mojej twarzy. Faktem było, że nie dociekałam prywatnego życia gwiazd, ale nigdy bym się nie spodziewała, że ci dwaj to geje. Zmarnował się taki towar.
Kiedy ja stałam zdezorientowana wszyscy zaczęli się śmiać. Popatrzyłam na to wszystko sceptycznie.
- Chyba mnie też trzeba przytulić. – wyszeptałam robiąc minę zbitego psiaka.
- Ja! Ja!- rzucił się w moją stronę  Louis odklejając się od Harrego. Podniosłam do góry ręce i cofnęłam się kilka kroków.
- Ostrzegam jestem homofobem! – krzyknęłam czując za sobą ścianę. Była to jednakże prawda. Byłam całkowitą przeciwniczką homoseksualizmu, ponieważ wierzyłam w naturę. A to nie było naturalne. Ich postulaty zawsze mroziły mi krew w żyłach i wywoływały skrajne obrzydzenie. Jednakże byłam tolerancyjna. Znosiłam to wszystko w cierpieniu i milczałam. To nie było moje życie i moje decyzje.
Gdy tylko przyznałam się do mojego lęku wszyscy oczywiście oprócz mnie Zaczeli się panicznie śmiać. Niall zrobił się czerwony jak burak i wylądował skulony na podłodze. Zaczynałam się powoli denerwować. Czy tylko ja nie wiedziałam o co chodzi? Jak tak to wszystko miało wyglądać to byłam stanowczo na nie.
- Czy ktoś mi w końcu powie co jest takie śmieszne?! – krzyknęłam. Pierwszy uspokoił się Liam.
- Oni nie są gejami. – odpowiedział, ale to niczego nie wyjaśniało.
- Jesteśmy przyjaciółmi. – wtrącił Loczek.
- I czasem lubią się pomacać. – wtrącił Zayn ruszając znacząco brwiami z niegrzecznym i jednocześnie olśniewającym uśmiechem. Byłam całkowicie zdziwiona i jednocześnie przerażona. Stałam jak kołek, kiedy wszyscy wokół mnie zanosili się ze śmiechu. Poczułam się skrępowana jakbym całkowicie nie należała do tej grupy. Odizolowana. Uśmiechnęłam się słabo.
- Spokojnie debile! – krzyknęła z czułością Ge. – Co sobie o nas pomyśli moja przyjaciółka?
Chłopcy zaczęli na mnie dziwnie zezować, ale nie przejęli się jej słowami. No może oprócz Zayna.
Podszedł do mnie, obrócił się w stronę przyjaciół i uniósł prawą dłoń.
- Spokój! – krzyknął. – Nasza piękna, nowa koleżanka może czuć się lekko onieśmielona naszym wariactwem.
Zarumieniłam się po cebulki włosów. Nie wiedziałam czy bardziej dlatego, że nazwał mnie piękną czy dlatego, że uważał, że nie jestem dość zwariowana by z nimi przebywać. Popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się, ale mój uśmiech nie objął oczu.
- Nie wydaje mi się, ale dziękuję ci za obronę. Chcesz zostać moim bodygardem? – zapytałam lekko prowokująco. Nie chciałam wyjść, na jakiegoś smutasa. Zayn zawył.
- Uu.. Kotek wyciąga pazurki! Kiedy mam zacząć.?- zapytał. Uśmiechnęłam się tym razem szczerze i zalotnie.
- Teraz.! Na co czekasz! –krzyknęłam. W tej chwili podleciał do mnie Niall i przerzucił mnie sobie przez plecy. Zaczął biec przez salon aż wypadł na podwórko. Nic mu w tym nie przeszkodziło. Ani kilku stopniowy mróz , ani to, że był tylko w skarpetkach.
Postawił mnie na ziemi i stanął przede mną.
- Co robisz?- zapytałam jednocześnie śmiejąc się, drżąc z zimna i lekko bijąc go, a raczej szturchając.
- Porywam cię. A aktualnie czekam na twojego bodygarda. – wyszczerzył się do mnie ukazując swój idealnie niewidoczny, jak tylko może być niewidoczny aparat ortodontyczny. Zaśmiałam się, schyliłam, a potem zrobiłam niewielką śnieżkę i rzuciłam nią w niego.
- Pożałujesz tego! – krzyknął i rozpętała się walka.  Widziałam jak do okna podleciał Louis i Gemma.
- Obiad! – dało się słyszeć z głębi domu. Niall niewiele myśląc rzucił na ziemię ostatnią śnieżkę i pomknął w stronę domu. Stałam na śniegu, praktycznie na boso, całkowicie oniemiała i zdziwiona.
- No chodź! – krzyknął do mnie wychylający się zza drzwi Zayn. – Mówiłem, że cię uratuję.
Weszłam do domu śmiejąc się. Teraz dopiero do mnie doszło, że Zayn specjalnie krzyknął, że jest obiad. Mogłam się domyśleć, że na obiad jeszcze za wcześnie.
- Jesteście dziwni. – stwierdziłam opadając na kanapie w salonie i rozcierając zmarznięte stopy.
- Tylko trochę zwariowani. – poprawił mnie skaczący przez oparcie kanapy Harry. Uśmiechnęłam się do niego lekko. Trochę było nie dopowiedzeniem. Chłopcy z One Direction byli całkowitymi świrami, co dla mnie równało się niezrównoważonym i niezapomnianym tygodniem, wykluczając to, że spędzę go ze światowej sławy gwiazdami. To wszytko było niczym w porównaniu z tym co miało się stać. A co miało się wydarzyć? Sama nie wiedziałam i nie mogłam tego przewidzieć. Oni byli kompletnie nieobliczalni i nie wiedziałam, czy mam z tego powodu się cieszyć, bać czy płakać. Każda opcja wydawała mi się mało słuszna. Wszystko miało się okazać za tydzień.

***

Z góry chciałam przeprosić za zaniedbanie waszych blogów. Obiecuję, że nadrobię wszystko w weekend, ponieważ  teraz nie mogę się nawet podrapać, a każdą wolną chwilę spędzam na odpoczynku i mojej ulubionej pracy, czyli pisaniu. Niestety tych wolnych chwil jest tak mało.. Eh ta szkoła.. ;c
Tak, czy inaczej wyskrobałam dla was kilka minut by dodać ten nic nie wnoszący,nudny, zapychający odcinek, który jednakże w jakiś sposób przybliża nas do głównej akcji.; )

Dziękuję za wszystkie komentarze i odwiedziny. ; ) Na pewno nie zapomnę się odwdzięczyć..;)

Pozdrawiam.!
Wasza H. 

niedziela, 15 kwietnia 2012

Odcinek 2


2.

Na lotnisku było tłoczno i duszno. Wiele lotów było poopóźnianych. Cieszyłam się w duchu, że ja jakoś dałam radę dotrzeć do domu. Pchnęłam Karola, gdy nadjechał nasz autobus, który miał nas zawieźć z lotniska pod dom. Wsiedliśmy do zapchanego środka komunikacji miejskiej i trzymaliśmy się mocno gdy rzucało nami jak szmacianymi laleczkami na innych ludzi. Jakaś starsza pani, zaczęła nawet nas wyzywać, że ją szturchamy. Przyjęłam te słowa do wiadomości, ale nic nie mogłam z tym zrobić.
Odetchnęłam z ulgą mroźnym powietrzem, wysiadając. Karol wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił jednego. Zakaszlałam. Miałam jakiś wewnętrzny wstręt do papierosów i palaczy.
Po kilku minutach obładowani bagażami witaliśmy się z mama, babcią, ojczymem i naszą najmłodszą siostrą, dwuletnią Klarą.
- Jak było u taty?- zapytała mama, gdy wgryzałam się w bułkę siedząc przy stole. Przełknęłam i skrzywiłam się jakby bułka była co najmniej cytryną.
- Świetnie. – rzuciłam z ironią. Mama spojrzała na mnie sceptycznie.
- Tato przeprowadza się do Londynu i Oliwia nie zobaczy się więcej z Gemmą.- odezwał się przeżuwając Karol. Mama zdziwiona pokiwała głową.
- Może jeszcze kiedyś się zobaczycie. – próbowała mnie pocieszyć, ale nie byłam w nastroju.
- Nie mów  jak w serialach. To jest życie mamo, nie zobaczymy się.
- Nie ucz ojca jak dzieci robić. Ja wiem więcej o życiu i wiem, że jest nieprzewidywalne. – uśmiechnęła się do mnie i wstała pomieszać gotującą się zupę. Może miała rację. Może to dlatego, że dla mnie szklanka była zawsze do połowy pusta. Westchnęłam i wróciłam do jedzenia. Miałam nadzieje, że wszystko samo się ułoży.

Czas leciał nieubłaganie. Zbliżały się ferie. Chwila wytchnienia od szkoły. Biały puch owinął moje miasto jak puchowy szalik. Było zimno i nie miałam ochoty wychylić nawet nosa na zewnątrz. Siedziałam w domu i zatapiałam się w lekturze. Czasem spotkałam się z przyjaciółmi na mieście, ale rzadko. Byłam zmarzluchem i nic na to nie mogłam poradzić. Nawet jak się grubo ubrałam to po prostu było mi zimno, więc dawałam sobie spokój.
- Oliwia.! Telefon!. – krzyknęła moja mama z salonu. Zdziwiona rozejrzałam się dokładnie po pokoju. Faktycznie moja komórka gdzieś znikła.
Pobiegłam jak na biegach przełajowych przez korytarz by w ostatniej chwili dopaść mój dzwoniący telefon. Odebrałam płynnym ruchem i stanęłam zaskoczona słysząc znajomy głos, który zmienił nudne, pozbawione jakichkolwiek rozrywek ferie na zaskakujące, pełne zabawy, niepowtarzalnej atmosfery dni, które miały lub mogły zmienić mi życie. Na które oczekiwałam z największą przyjemnością.

I znów to samo. Lotnisko. Lot. Lotnisko.
Jeszcze kilka dni temu nawet przez myśl by mi nie przeszło, że jeszcze w tym miesiącu polecę do Anglii. Nawet do Londynu, a co dopiero do Holmes Chapel.
Telefon od Gemmy całkowicie zmienił moje nastawienie do mrozu. Byłam gotowa ciepło się ubrać i koczować na lotnisku by tylko ten lot się odbył, by polecieć na pełny tydzień do mojej przyjaciółki. By spędzić z nią trochę czasu i bawić się.
Wysiadłam na zatłoczonym lotnisku. Było tam naprawdę mnóstwo ludzi, a jako, że dużo lotów było opóźnionych czy odwołanych wiele ludzi siedziało na podłodze, inni spali na karimacie, jeszcze inni zadowalali się gorącą herbatą z automatu. Dobrze przynajmniej, że ludzi było tak wiele. Było cieplej. Patrzyłam na to i nasuwało mi się jedne stwierdzenia „ Ach ta zima” Co roku było to samo. Miałam takie same doświadczenia. Nie raz musiałam czekać po kilka godzin na lot. Teraz jednak to było za mną. Byłam na lotnisku w Londynie i od Holmes Chapel dzieliło mnie tylko, lub aż dwieście trzydzieści kilka kilometrów.
- Gemma! – uściskałam przyjaciółkę tak mocno jak mogłam gdy ją tylko zobaczyłam wysiadającą z samochodu. Przytuliła mnie mocno i zaczęła się śmiać.
- Zapowiadają się niesamowite ferie.
- No oczywiście. – odparłam i wrzuciłam swój bagaż do bagażnika jej wielkiego samochodu.
- Twoja mama nie ma nic przeciwko temu, że przyjeżdżam?- zapytałam gdy już siedziałyśmy w samochodzie z klimatyzacją. Potarłam swoje zmarznięte dłonie, a Gemma odpaliła silnik i ruszyła. Czekały nas ponad dwie godziny podróży.
- No jasne, że nie ma. Znasz moją matkę, bardzo cię lubi. A poza tym wyjeżdża jutro rano do Aspen i zostawia nam dom wolny, więc będzie fajnie. Tylko my i mój brat i..
- Poznam twojego brata?- wtrąciłam się zdziwiona. Gemma rzadko o nim wspominała. Wiedziałam tylko, że nazywa się Peter i studiuje w Szwajcarii.
- Owszem, ale…- zawahała się i podrapała w głowę. Wyczekiwałam odpowiedzi wpatrzona w nerwowe ruchy przyjaciółki.
- Bo widzisz..
- No wyduśże to z siebie wreszcie. – rzuciłam zniecierpliwiona i lekko podenerwowana.
- Mój brat nie jest tym, za kogo go podałam. – powiedziała oddychając głęboko. Rozszerzyłam oczy w niemym zdziwieniu i czekałam na wyjaśnienia.
- Okłamałam cię, Oliwia i bardzo cię za to przepraszam, ale musiałam. – popatrzyła na mnie smutno przez chwilę, a potem odwróciła wzrok wpatrzona z powrotem w drogę.
- Nie wierze. Nie ty. Czemu tak mówisz? Co robisz?- zapytałam gdy Gemma zjechała na pobocze. Odwróciła się do mnie i złapała mnie za rękę.
- Przepraszam, naprawdę. Jesteś mi bardzo droga, ale musiałam cię okłamać. Mój bart nie nazywa się Peter i nie studiuje w Szwajcarii. Wiedziałam, że się nie domyślisz kim on jest naprawdę, więc skłamałam.
- Gemma, tu już nie chodzi o twojego brata., Czemu mnie okłamałaś? Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami.
- No właśnie dlatego. Żeby mieć prawdziwą przyjaciółkę. Jak go poznasz to zrozumiesz. – popatrzyłam na nią i zamrugałam. Byłam rozgoryczona. Nigdy nie spodziewała bym się kłamstwa. Naprawdę nie rozumiałam jej pobudek. To była dla mnie czarna magia. Ale już nie mogłam się wycofać. Chciałam się przekonać czy coś jest w stanie usprawiedliwić Gemmę. Jej bratem musiałby być chyba Jared Leto.
- Teraz już nie wiem, czy chcę go poznać. – szepnęłam
- No właśnie. A jakbyś wiedziała kim on jest to byś chciała. – powiedziała Ge. Westchnęłam.
- Jedź. – powiedziałam. – Im szybciej dojedziemy tym lepiej.
- Oliwia. – zwróciła się do mnie zanim ruszyłyśmy. – Nie gniewaj się na mnie teraz. Jak wszystko się wyjaśni to podejmiesz decyzję czy się obrazić.
- Dobrze, ale czemu nie możesz mi po prostu powiedzieć kim jest twój brat? – zapytałam krzywiąc się.
- Chcę zobaczyć twoją minę.- powiedziała i uśmiechnęła się niegrzecznie, tajemniczo i zwodniczo.

Znałam ten dom. Byłam tu już miliony razy, ale  nie w takich okolicznościach. Ściskało mnie w środku. Byłam zdenerwowana i po części zła na Gemmę, za to że mnie okłamała. Nie rozumiałam  co miała zmienić tożsamość jej brata.
- Dzień dobry pani Anne! – wykrzyknęłam wchodząc do znajomego domu mojej przyjaciółki. W przejściu pojawiła się pani Anne Cox, mama mojej przyjaciółki i bardzo sympatyczna kobieta. Uściskała mnie na powitanie, poczekała aż się rozbiorę i zaprowadziła nas do kuchni.
- Chcecie dziewczynki coś do picia?- zapytała nalewając wody do czajnika. Skinęłyśmy głowa, a pani Cox już więcej o nic nie pytała. Dobrze wiedziała, że zarówno ja jak i Gemma pijemy zawsze to samo. Zieloną herbatę.
- Mam nadzieję, ze nie ma pani nic przeciwko mojej wizycie tutaj?- zagadałam do gospodyni. Mama mojej przyjaciółki obróciła się w moją stronę i uśmiechnęła.
- Oczywiście, że nie słońce. Bardzo się cieszę. Poza tym jutro rano i tak wyjeżdżam do Aspen, więc nie będę wam przeszkadzać.
- Pani nam nigdy nie przeszkadza. – powiedziałam, chcąc się trochę podlizać. Anne zachichotała. – I przywiozłam ze sobą mnóstwo pierogów!
- Szkoda., że nie będę mogła spróbować sama wiesz jak je uwielbiam. Za to będziecie miały czym wykarmić tą całą bandę.!
Zdziwiona uniosłam brwi i popatrzyłam na Gemmę.
- Nie powiedziałaś jej?- zapytała Gem równie zdziwiona pani Cox.
- Ee.. e..- zająkała się Ge. – Próbowałam.
Złożyłam usta w ciup. Czego jeszcze nie wiem? I właśnie w tej chwili się dowiedziałam. Do kuchni wpadło pięciu przystojnych chłopaków. Ze zdziwienia otworzyłam usta. No pięknie.
Teraz już rozumiałam wszystkie pobudki mojej przyjaciółki. 

***
Przykro mi, że wasz spekulacje na temat Londynu się nie sprawdziły. Nie robię tego specjalnie. Naprawdę. Mam napisane do przodu już osiem odcinków, więc.. Przykro mi. Jednakże Londyn oczywiście będzie miał znaczenie, ale później i małe. A jeszcze później większe. Ale wszystko po kolei.;)

W następnym odcinku pierwsze spotkanie, pierwsze wrażenie i zawiązywanie supełków przyjaźni, nienawiści, fascynacji. Pamiętajcie każde zachowanie, każdy ruch, słowo ma znaczenie. Każdy związek, czy stosunek zawsze może ulec przemianie. Chyba za dużo wam mówię, a do tego jeszcze daleko. ;)

Mam nadzieję, że w następnych odcinkach będę trochę mniej przynudzać. Przynajmniej wam tego życzę, żebym przestała. ;)

Jak wam się podoba taki pomysł? Nie wkręcając za bardzo na razie Londynu? Co będzie dalej? Czy Oliwia zamieszka w Londynie i zostanie z One Direction przyjaciółmi, a Gemma zostanie w Holmes Chapel? A może nie? Może to tylko ulotna znajomość? Co ja tam dalej wam zaserwuję? Jak myślicie? 

A i jeszcze jedno i kończę przynudzać. Miałam pomysł, żeby to opowiadanie przenieść z powrotem na wk, ponieważ tu zagląda znacznie mniej osób? Myślicie, że to dobra idea? 

Dziękuję za wszystkie komentarze i wszystkim za odwiedziny. Jak zaczynałam pierwszego bloga, to nie mogłam nawet marzyć o tylu odwiedzinach, czy komentarzach w pierwszych odcinkach. Tak, więc tym bardziej jest za co dziękować z całego serca. Jesteście cudowne!

Pozdrawiam.!
Wasza H. 


piątek, 13 kwietnia 2012

Odcinek 1


1.
Wysiadłam z czerwonego Nissana i rozejrzałam się dookoła. Za wiele się nie zmieniło od mojej ostatniej wizyty. Niewielki domek z czerwonej cegły, wokół idealnie wypielęgnowane grządki z kwiatami, które teraz nie rosły z powodu panującej zimy. Prowadzące do domy schody i poręcz z łuszczącą się farbą. Wszystko takie jak zapamiętałam. Wąskie asfaltowa ulice, osiedle domków jednorodzinnych. Holmes Chapel.
Stałam i przyglądałam się okolicy, domowi. Ojciec objął mnie i przystanął razem ze mną. Był to mężczyzna w średnim wieku o błękitnych oczach, które po nim odziedziczyłam i brązowych włosach upstrzonych lekko siwizną. Był krępy i jak na mężczyznę w tym wieku całkiem przystojny.
- Wchodzimy, czy będziemy tu tak stali?- zapytał Karol targając największą walizkę. Mój ojciec, Waldemar Lisiecki zachichotał i puścił mnie przodem.
Otworzyłam skrzypiące drzwi i nieśmiało weszłam do środka, gdzie unosił się zapach pieczonego kurczaka i jakiś kadzidełek, do których moja macocha miała wielką słabość.
- Już jesteśmy, Marie! – krzyknął mój ojciec trzaskając drzwiami. Do przedpokoju wpadła niska kobieta po czterdziestce w fartuszku. Wytarła ręce, a  następnie zaczęła ściskać mnie i mojego brata.
Kobieta, Marie Smith miała kruczoczarne włosy, brązowe oczy i ciemną cerę. Była osoba wątłą i mało wysportowaną. Jedyny sport jaki uprawiała to latanie wokół swoich prawie dorosłych dzieci i sprzątnie. Była całkiem miła, sympatyczna i miała bardzo matczyny charakter. Lubiła pichcić, gotować i gdy w jej domu ładnie pachniało.
Usłyszałam, że ktoś schodzi po schodach. Po chwili już mogłam zobaczyć pędzące w naszą stronę dwie osoby.
Jedną była wysoką jak na swój wiek, piętnastoletnią dziewczyną, Annie, z ciemnymi kręconymi, niesfornymi włosami, długimi, niezgrabnymi nogami i wąskimi ustami, na które zawsze narzekała. Ubrana była w jeansy i mocno różową bluzkę, która aż raziła po oczach.
Drugą osobą był dwudziestoletni chłopak, Mark. Jako, że był rówieśnikiem mojego brata to świetnie się zawsze dogadywali. Był wysoki, barczysty i umięśniony. Wiedziałam, że bardzo dużo ćwiczy. Miał właściwie obsesję na punkcie siłowni. Posiadał też śliczne czekoladowe oczy, na widok których większości dziewczyn miękły kolana. Jednak Mark umawiał się od dłuższego czasu z dziewczyną z sąsiedztwa, która go całkowicie zaaprobowała i stracił dla niej głowę.
Zaczeli mnie przytulać. Nie ma to jak wylewne przywitanie na początek. Byłam raczej pesymistycznie nastawiona na wszystko. Jak zwykle. Chciałam mieć fajne święta, ale wiedziałam, że mi nigdy nic nie wychodzi. Czekałam tylko na to co los dla mnie szykuje i przygotowywałam się na nieuchronne.

- Oliwia, chcesz jeszcze?- zapytała Marie podsuwając mi półmisek. Pokręciłam głową z pełnymi ustami. Nie miałam już na nic siły. Najadałam się jak nigdy i najchętniej ucięłabym sobie krótką drzemkę. Jednak Mark miał inne plany.
Po godzinie staliśmy na podjeździe przed małym domkiem. Przestępowałam z nogi na nogę wpatrując się w drzwi, z wielkim oczekiwaniem kiedy się otworzą. W końcu. Z domu wyszła niewysoka brunetka z włosami sięgającymi jej ramion. Miała ciemne oczy nad którymi na mój widok powędrowały do góry dwie czarne jak węgiel brwi. Oczy jej rozbłysły. Na usta wypłynął cudowny uśmiech ukazujący białe perełki.
- Ge! – krzyknęłam. I wpadłam w objęcia dziewczyny, z którą przyjaźniłam się od dwóch lat, a z którą związał się mój przybrany brat. Dziewczyna odepchnęła mnie na długość ramion i zaczełam mi się przyglądać.
- Oliwia, ale się z ciebie zrobiła piękna dziewczyna!
- I kto to mówi..!- zaśmiałyśmy się obie.
Gemma Cox, na którą wołałam Ge obróciła się w miejscu i spojrzała na mojego brata. Przywitała się z nim mało wylewnie, cmoknęła na przywitanie swojego chłopaka i z powrotem skupiła swoją uwagę na mnie.
- Cieszę się, że przyjechaliście na święta. Bez ciebie jest tu strasznie nudno.
Zaśmiałam się.
- Masz przecież Marka.  – Gemma obrzuciła spojrzeniem chłopaka i zaczełam się śmiać.
- Na szczęście. Chodźcie na tył domu. Usiądziemy w domku dla gości, tam jest ciepło. – powiedziała. Poszliśmy posłusznie za nią, by chwilę później rozkoszować się ciepłem ze sztucznego kominka, który jednakże grzał.
- Jakie masz plany na święta? Mam nadzieję, że nie wyjeżdżasz do Miami? –zapytałam śmiejąc się. Dobrze wiedziałam, że Gem tak samo jak mnie nie stać na taką wycieczkę. Miałam nadzieję, że w tym roku naprawdę dużo czasu spędzimy razem. Rzadko zdarzało mi się znaleźć aż tak dobrą przyjaciółkę. Mimo, że była starsza ode mnie o dwa lata.
Gemma uśmiechnęła się tajemniczo.
- Wyjeżdżam. I właśnie chciałam cię za to przeprosić.
- Chyba nie do Miami?- udawałam zdziwienie.
- Oliwia, naprawdę. Wyjeżdżam do Szwajcarii na narty. Brat mnie zabiera. Obiecałam mu, że pojadę. – wytłumaczyła się. Posmutniałam. Nie wiedziałam, kiedy następnym razem się zobaczymy.
- Ty masz brata?- zapytałam zdziwiona. Mark się zaśmiał i popatrzył w okno, przygryzając wargę.
- Przyjaciółki. – wyszeptał za co dostał kuksańca.
- Mam.- oburzyła się Ge. – Mówiłam ci. Może niewiele, ale mówiłam.
- A pamiętam! – podłapałam wyciągając z pamięci jakieś skrawki rozmowy. – Peter, prawda? Dwadzieścia trzy lata, rudy?
- No właśnie. Tak mnie słuchasz. – powiedziała i popisała się swoimi zdolnościami aktorskimi udając obrazę. Posłałam jej w powietrzu buziaka na co od razu się rozchmurzyła. Uśmiechnęłam się choć było mi smutno.
- Kiedy wyjeżdżasz?- zapytałam.
- Jutro wieczorem.
- Będzie mi ciebie tu, w Holmes Chapel brakować. – powiedziałam patrząc na przyjaciółkę. Ścisnęła moją dłoń.
- Mnie ciebie tu zawsze brakuje.
Uśmiechnęłam się smutno. Te święta jednak nie miały być fajne. Jak mówiłam mi nigdy nic nie wychodzi i dostałam tego kolejny dowód.

Miałam rację. Święta minęły w przygnębiającej atmosferze. Mimo, ze było rodzinnie to brakowało mi mamy i najlepszej przyjaciółki. Nikt nie mógł mi ich zastąpić. Ani Marie, ani Annie. Nawet góra prezentów nie wynagrodziła mi ich nieobecności. A najgorszy był ostatni dzień pobytu w Holmes Chapel. Był to dzień przed Sylwestrem, na którego miałam wrócić do Polski.
Siedzieliśmy wszyscy w salonie, gdyż ojciec zwołał naradę „rodzinną”. Byłam zasępiona i nie miałam ochoty go słuchać, ale nie miałam nic do gadania. Obok mnie spoczął Karol w trochę lepszym humorze, ale nijak nie tryskający radością.
- Przeprowadzamy się. – odezwał się ojciec. Mój mózg za nic nie chciał tego przyswoić. – Następnym razem przyjedziecie do nas do Londynu. 
- Chyba żartujesz?!- wykrzyknął za mnie Mark.- Ja mam tu dziewczynę!
- Mark, znajdziesz sobie inną, albo będziesz utrzymywał z nią kontakt na odległość.
- Mogę poznać przyczyny takiej decyzji?- zapytałam spokojnie. Wiedziałam co to oznacza.
- Marie dostała lepszą pracę. Tam.  – wstałam i skierowałam swoje kroki ku wyjściu przewracając oczami. Wiedziałam, że nie mam Tu nic do gadania. Mark poczłapał za mną.
- Oliwia, wracaj!- krzyknął za mną ojciec. Podniosłam tylko rękę w geście mówiącym „ nie chcę się kłócić” i trzasnęłam drzwiami. Usłyszałam drugie trzaśnięcie.
Gemmy miałam więcej nie zobaczyć. Ale przecież mogę sobie znaleźć inną przyjaciółkę w Londynie. Pff. Mój ojciec nie wiedział chyba co mówi. Byłam oburzona, zła i smuta. Jak ja jej to powiem. To, że nigdy już się nie zobaczymy. Westchnęłam, przewracając się na plecy. Czekała mnie długa noc.

***

No cześć! Dodaje wam rozdział na weekend! Mam nadzieję, że będzie wam się podobał. Mam nadzieję, że was troszkę zaskoczyłam. Czemu wgl sądziłyście, że zrobię coś tak banalnego jak połączenie ich rodzicami? Ja tam sobie lubię pokomplikować, pokombinować, choć faktycznie czasem jestem zbyt przewidywalna:)
I gdzie tu w tym wszystkim są chłopcy? Przez spoilery można się troszkę domyślać. A potem to już moja w tym głowa, żeby dać wam maksimum emocji. postaram się. Obiecuję. Oczywiście, jeśli ktoś będzie to czytał. Mam nadzieję, że pozyskam kilku nowych czytelników;)
A wam moje drogie bardzo dziękuję, to wy właściwie uruchomiłyście tego bloga i zmotywowałyście mnie do stworzenia nowej historii, mam nadzieję pasjonującej.! 

xoxo
Wasza H. 

PS. Jeśli ktoś by się chciał ze mną skontaktować ( sama nie wiem po co), lub by chciał być informowany o nowych odcinkach to proszę pisać w komentarzach. 
Wgl proszę pisać komentarze, ponieważ wszytko jeszcze można cofnąć lub zawiesić, a jeżeli będzie naprawdę słabo to stracę motywację i bu.. nie ma. 
Dobra, I tak was kocham! Jednakże racjonalnie, a nie jak Wokulski Izabelę. 


czwartek, 12 kwietnia 2012

Prolog




Wróciłam!

Opowiadanie z cyklu Wspólny kierunek: Nowa historia


Braterstwo i przyjaźń

Prolog.

Błękit. Biel i błękit. Przejrzyste niebo. Piękna pogoda i niezapomniany lot. Nie pierwszy. Od dwóch lat regularnie latałam tym samolotem. Zawsze o tej samej porze roku. Na święta.
Dwa lata temu mój biologiczny ojciec wyprowadził się do Wielkiej Brytanii, zaraz po tym jak rozwiódł się z moją matką. Bardzo to przeżyłam, ale teraz w sumie mi to nie przeszkadzało. Nie byłam już małą dziewczynką, a przez ten rozwód mogłam zwiedzić część Anglii.
Poczułam mocne uderzenie pod żebra. Syknęłam i obróciłam się do mojego starszego o dwa lata brata, Karola. Zrobiłam groźną minę (albo przynajmniej tak mi się wydawało) i popatrzyłam spod byka. Szybko jednak mi przeszło.
- Jak myślisz, o której będziemy w Holmes Chapel? – zapytał patrząc na mnie przenikliwie.
- W Londynie będziemy wieczorem, więc zanim  dojedziemy.. Pewnie późno. – odpowiedziałam. Odwrócił się i popatrzył w okno. Karol był zawsze bardzo niecierpliwy. I naprawdę lubił przyjeżdżać do tej wioski położonej niedaleko Chester i tak daleko od Londynu. To właśnie tam, w Holmes Chapel mieszkał nasz ojciec. Pracował w Chester, a dom miał w wiosce niedaleko. Mieszkał tam razem ze swoją nową rodziną.
Miałam, jak co roku wyrzuty sumienia, że mama została tylko z babcią w Polsce, ale bardzo dobrze i ja i ona zdawałyśmy sobie sprawę, że z ojcem widzimy się naprawdę bardzo rzadko. Mogliśmy z nim spędzać przynajmniej święta. I z jego nową rodziną.
Nie było tak, że ich nie lubiłam. Lubiłam. Miałam tylko wielki żal do partnerki mojego ojca. To przez nią rozpadło się małżeństwo moich rodziców. Na szczęście z roku na rok, żal malał, a rodziła się sympatia. Szczególnie do jej dzieci, które były naprawdę w porządku. Teraz właściwie cieszyłam się, że wkrótce ich zobaczę.
Te święta zapowiadały się naprawdę niesamowicie. Całkiem nieprzewidywalnie, choć mogłoby się wydawać inaczej.

***

Wróciłam z nowymi pomysłami, nowa koncepcją i wgl odmieniona. Tylko jedno się nie zmieniło. Mój styl, bo to ciągle ja. Nowi bohaterowie mam nadzieję, że również was będą zaskakiwać i z każdym odcinkiem na nowo będziecie mogły ich poznawać. 
Mam nadzieję, że wam się spodoba. Liczę na komentarze, które dadzą mi odpowiedź czy mam się temu poświęcać?  Jak będzie mniej niż na drugim blogu to się zastanowię nad prowadzeniem tego. Przepraszam. 

Nowych czytelników zapraszam na wspolnykierunek.blogspot.com moją miłość.!

Pozdrawiem.! 
H. 
xoxo