8.
Delikatnie
usunęłam się w cień. Czarne chmury kłębiące się nad moją głową ciskały
niebiańskie, groźne błyskawice. To odzwierciedlało całkowicie mój ponury
nastrój.
Wysunęłam
się spod kołdry tak delikatnie i tak cicho jak jeszcze nigdy. Wzięłam w palce
lok chłopaka leżącego na łóżku. Chwila zastanowienia, spojrzenie. Był naprawdę
śliczny, ale nie dla mnie. Nie wiem co mnie podkusiło. Zaczełam zbierać z podłogi moje ubrania i
wyszłam z pokoju na palcach.
Zamknęłam
za sobą drzwi, oparłam się o nie i westchnęłam. Stałam na korytarzu w samej
bieliźnie z ciuchami w rękach i myślałam. A raczej obwiniałam się za głupotę.
-
Oliwia?- obróciłam głowę w prawo z szybkością błyskawicy. Zakryłam usta ręką,
ale szybko się opanowałam. W ciemnościach, które przełamywał brzask słońca
dostrzegłam dwoje wpatrujących się we mnie oczu.
- Chyba
już wiem gdzie byłaś cały wieczór. – odezwał się chłopak.
- O mój
Boże, Liam co ty tu robisz? –zapytałam zdezorientowana i zawstydzona. Dojrzę
stałam przed nim w bieliźnie to jeszcze miałam świadomość, że on wie, albo się
domyśla. Głupi nie był. Zacisnęłam kurczowo dłonie na trzymanych w rękach
ciuchach.
- Stoję
i myślę co ty tu robisz. Chociaż chyba już wiem, po co wymykałaś się z Harrym,
Zayn byłby niepocieszony.
- Liam
przestań, tak w ogóle mówić. Obiecaj mi, że nikomu nie powiesz…
- No
nie wiem. – wahał się chłopak. Zrobiłam się blada, po prostu to wiedziałam, nie
musiałam nawet patrzeć w lustro.
-
Proszę..- błagałam I tak już miałam przechlapane.
-
Dobrze, Oliwia. To twoja sprawa, ale nie sądzisz, że należy mu się choćby
pożegnanie? Przecież wiem, że za chwilę..
Przerwałam
mu.
- Wiem,
ale nie mogę. Muszę sobie z tym sama poradzić. Dziękuję, Liam..- zawahałam się
przez moment ruszając z miejsca, by po chwili obrócić się twarzą do chłopaka i
wyszeptać - i żegnaj.
I
odeszłam zostawiając chłopaka kiwającego głowa. Rozumiał mnie. Rozumiał mnie
choć wcześniej z nim nie rozmawiałam. Miał po prostu w sobie tą szczyptę
empatii.
Zaledwie
chwilę zajęło mi przedostanie się do pokoju mojej przyjaciółki. Wchodząc poczułam
męskie perfumy, w powietrzu rozchodziło się ciche chrapanie i oddech
niewątpliwie dwóch osób. Na łóżku na moim miejscu spał Niall przytulając lekko
Gemmę. Może przytulając to duże słowo, obejmował ją jedną ręką, drugą miał
zaplątaną w jej włosy, ale to mógł być tylko przypadek. Uśmiechnęłam się. Spali
w ubraniach, więc nie bałam się wchodzić. Tak słodko razem wyglądali. Gdyby nie
to chrapanie.
Ubrałam
się szybko, nieporadnie wciągając spodnie, przy czym prawie wylądowałam na
podłodze. Na szczęście dała o sobie dać moja, rzadko się przejawiająca gracja.
Nie mogłam nie budzić Ge. Musiałam się czymś dostać na lotnisko, a ona była tym
kimś, który miał mnie zawieźć.
-
Ge..?- szturchnęłam delikatnie przyjaciółkę.
- Ge..
? Przepraszam cię, ale musisz mnie zawieźć na samolot. – powiedziałam ciągnąc
ją za przedramię. Gemma rozbudziła się i usiadła nie budząc śpiącego jak kamień
Nialla. Przetarła oczy i chwyciła z szafki nocnej telefon.
- Może
obudzę Harrego, co? – zapytała. Pokręciłam głową.
- Nie
ma czasu jest już późno. Zaspałam. Szybko. – Ge zerwała się i poprawiła
wygniecione ubranie, w którym spała.
- Gdzie
ty byłaś?- zapytała mnie patrząc podejrzliwie.
-
Zagadałam się z Harrym, a potem zasnęliśmy. – skłamałam spuszczając wzrok. Ge
pokiwała głową ze zrozumieniem i wzięła z biurka kluczyki do samochodu.
- To
chodź. – rzuciła i wyszła brzęcząc pękiem kluczy. Chwyciłam walizkę i podążyłam
do swojego starego życia.
Zostałam
sama. Po ckliwym pożegnaniu z najlepszą przyjaciółka zostałam sama wśród ludzi.
To było takie paradoksalne, że aż chciało mi się śmiać. Siedziałam w samolocie
i patrząc w szybę walczyłam sama ze sobą. Co ja najlepszego zrobiłam? Czułam
się jak dziwka. Czy tak zawsze musiało być? Mądry Polak po szkodzie.
Westchnęłam i założyłam słuchawki. Nieziemski głos Billego Joe Amstronga
wyrywał mnie z zamyślenia. Śpiewając w myślach „Closing Time” próbowałam
zapomnieć o wszystkim co mnie spotkało, ale to wszystko tak strasznie napierało
na mój umysł. Wdzierało się każdą stroną.
“Closing time, open all the doors and let you out
into the world
Closing time, turn all the lights on over boy
and every girl
Closing time, one last call for alcohol, so
finish your whiskey or beer
Closing time, you don't have to go home, but you
can't stay here”
Otworzyłam
wszystkie drzwi. Otworzyłam się na świat. Nie pogardziłam niczym I jak to się
dla mnie skończyło? W pewnym sensie tragicznie. Na szczęście nie miałam tam
wrócić, a piosenka była tylko przypadkową piosenką, której nie musiałam
słuchać. Przełączyłam i zatopiłam się w
jakiś innych brzmieniach, których właściwie nie słuchałam. Słyszałam, że coś
leci, a gdy mój mózg przyswajał poszczególne słowa okazywały się wyjątkowo
trafne, jak nigdy. Zdenerwowałam się tylko i wyciągnęłam słuchawki z uszu,.
Wkurzała mnie już ta lasująca mózg sieczka. Kochałam Green Day’a i rocka, lubiłam też pop ( czasami), ale
dzisiaj wszystko mi przypominało na złość o moim „ problemie”. Uderzyłam
pięścią w ścianę samolotu. Przygryzłam wargę. Siedząca obok kobieta spojrzała
na mnie krzywo. Już nawet sobie uderzyć nie wolno. Przewróciłam oczami. Po
prostu nie mogłam usiedzieć na miejscu. Całą mnie nosiło.
Jak
jedna niewłaściwa decyzja może zmienić życie. A najgorsze było to, że nie
żałowałam. Żałowałam, ale nie pod tym kątem. Musiałam się przyznać sama przed
sobą, ze seks był fantastyczny.
Teraz
miałam wrócić do mojego miasta, przejmować się jeszcze tylko kilka dni, a
potem.. może zapomnieć. Tylko czy coś tak niezwykłego da się w ogóle zapomnieć?
Miałam nadzieję, że tak. Przynajmniej mogłam zapomnieć. Mogłam?
Właściwie
sama gubiłam się w myślach. Raz chciałam zapominać, raz nie. Sama nie
wiedziałam czego chciałam. Wiecznie niezdecydowana. To był jakiś koszmar.
Pozostało mi tylko czkać. Przyznać się do błędu, zacisnąć zęby i czekać.
*
Przetarłam
zaspane oczy. Tak bardzo mi się nie chciało. Po prostu wszystko domawiało mi
posłuszeństwa. Oczy mi się nie chciały rozkleić, a ręce wykonywać najprostszych
poleceń. Kto wymyślił szkołę na rano? Jakiś kompletny idiota. Już byłam
wyczerpana, choć dzisiaj miał być dopiero pierwszy dzień po feriach.
Westchnęłam i niechętnie wstałam. Wyciągnęłam z szafki pierwsze lepsze ubranie,
przez co nie wyglądałam najlepiej, ale miałam to gdzieś i tak byłam
niewidoczna, szarą myszką, a czasami jeszcze bardziej. Nawet nie przeglądając
się w lustrze zeszłam na dół po drewnianych schodach w wyświechtanej starej
bluzie i porwanych jeansach, w które zwykle chodzę tylko w domu poszłam do
kuchni na śniadanie.
W
przestronnej, jasnej kuchni w błękicie stała moja mama z kubkiem w ręce.
-
Oliwia! W coś ty się ubrała? Nie idziesz przecież grzebać w śmietniku, tylko do
szkoły! – wyjęczała moja matka. Siedzący już przy stole mój brat – skowronek
zaczął się śmiać.
-
Faktycznie, siostra wyglądasz jak bezdomna. – stwierdził jedząc kanapkę z
serem.
Skrzywiłam
się i usiadłam. Nikt nie miał prawa oceniać mojego stylu. No dobra, na co dzień
tak się nie ubierałam. Lubiłam być elegancka, ale dzisiaj nie chciałam jakoś
specjalnie zwracać na siebie uwagi. Miałam już dość zainteresowania moją osobą.
- Idź
się przebrać! – krzyknęła moja matka. Nabrałam powietrza. – Bez dyskusji.
- Już
nie zdążę. – powiedziałam gryząc jabłko i szybko wstając. Na zegarku była
siódma trzydzieści. Miałam zaledwie pół godziny i kawałek drogi do przejścia.
- Pojedziesz
tramwajem. – rzuciła moja matka stojąc w drzwiach. Westchnęłam. No oczywiście
wszystko przeciwko mnie. Już nic nie mogę zrobić tak jak bym chciała. Powlokłam
się ciężko na górę i przebrałam w rzeczy zdatne do użytku. Teraz wyglądałam
zwyczajnie. Dla mnie zwyczajnie, a że miałam duże niebieskie oczy, blond włosy
i bardzo dziewczęce rysy twarzy przypominałam porcelanową laleczkę, na którą
zawsze, od dzieciństwa stroiła mnie moja mama. Nie lubiłam się za to. Gdyby nie
moje przekonania i starca poglądowe z większością ludzi mogłabym uchodzić za
popularną tylko ze względu na swój wygląd. Każda dziewczyna byłaby zdolna zabić
dla takich oczu, takich rysów, takiej figury, dla czegoś czego ja
nienawidziłam.
Przeglądnęłam
się ostatni raz i wybiegłam z domu na tramwaj z nadzieją, że zdążę.
Pchnęłam
ciężkie drewniane drzwi, a potem czekałam chwilę, aż pani pracująca na
portierni wykona swoja jakże ciężką pracę i naciśnie guziczek dający jej moc
wpuszczenia mnie do szkoły. Gdy tylko moja zbawicielka, zwykle bardzo
nieprzyjemna, starsza, koścista kobieta z burzą rudych włosów na głowie,
udostępniła mi wejście do szkoły weszłam do dużego holu wypełnionego mnóstwem
znajomych z widzenia twarzy, które jak nigdy obsypały mnie gradem spojrzeń. Nie
wiedziałam gdzie podziać wzrok, więc
uciekłam szybko do szatni, w której jak codziennie rano czekała na mnie
moja szkolna przyjaciółka Marta.
Marta
była jak najbardziej przeciętną osobą. Szare oczy zawsze podkreślała
bezbarwnymi ubraniami w kolorach burzowego nieba, długie nogi nigdy nie
widziały spódnicy, a jej brązowe włosy rzadko chodziły na randkę z grzebieniem,
przez co zawsze przypominały zafarbowanego mopa do podłogi. Marta jednak miała
wrodzoną grację i charyzmę, której używała jak bata. Ja jednak kochałam ją za
jej poglądy, niezależność i chłodną analizę każdego szczegółu.
-
Kurde, co tu się dzieje? Wszyscy się na
mnie patrzą jakbym im ojca harmonią zabiła. Chyba, że mam jakieś przewidzenia.
– powiedziałam przytulając Martę.
- Na
pewno ci się tylko zdaje. Ci na dole się na wszystkich gapią. Popularni,
najlepsi, nie do opisania.. – zadrwiła Marta. Zaśmiałam się perliście. Miała
rację. Ludzie siedzący w holu byli zazwyczaj bardzo popularni. Wszyscy ich
znali tylko oni nikogo oprócz siebie nawzajem. Każdy chciałby być jednym z
nich, tylko nikt nie mógł. Popularność była zarezerwowana tylko dla wybrańców.
Wyszłyśmy
do holu razem. Podeszłam do wiszących na ścianie zastępstw. Ktoś mnie mocno
szarpnął.
- Co?!
– krzyknęłam na przyjaciółkę.
-
Naprawdę wszyscy się na ciebie patrzą. – szepnęła. – Nawet on!
Marta
zapiszczała mi do ucha. Zatkałam je lekko i obróciłam się dyskretnie. Miała
rację. Najprzystojniejszy według mnie chłopak w szkole, wysoki brunet, dobrze
ubrany o postawie niegrzecznego chłopca, o zgrabnym imieniu Kuba wpatrywał się
we mnie i tylko we mnie.
- Co
robiłaś takiego w ferie? – zapytała Marta i wtedy mnie oświeciło. Ale nie..
Przecież to jest niemożliwe, żeby… A może jednak. Może to wszystko nie było
błędem i mogę na tym skorzystać. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-
Zrywamy się z pierwszej lekcji. – powiedziałam. – Muszę skoczyć do sklepu.
Nie
udało nam się nawet wyjść ze szkoły. Zanim doszłyśmy do drzwi podbiegła do nas
wchodząca Paulina. Dziewczyna od początku zakochana w Harrym i One Direction.
Zaczęła piszczeć i skakać. Byłam przerażona.
-
Uspokój się! Uspokój..j się. – powiedziałam łapiąc ją ze ramiona i ściągając na
ziemie. Nie miałam pojęcia na co tak reagowała, domyślałam się, aczkolwiek jej
zachowanie było znaczną przesadą.
-
Przepraszam, ale to prawda? Poznałaś Harrego Styles’a?! – ponownie zaczęła
piszczeć. Teraz wodzące za nami spojrzenia miały sens. Teraz wszyscy dwa razy
bardziej śledzili mnie wzrokiem. Paulina skutecznie przyciągała uwagę.
-
Paulina, na początek uspokój się, oky? Poznałam go, ale skąd to wiesz?
- To ty
nie wiesz? Było w gazecie. Pierwsza Polka, która była tak blisko Harrego
Styles’a. Myślałaś, że się nie rozniesie?
Zdziwiłam
się. Nie widziałam w Holmes Chapel nigdzie prasy.
-
Zrobili ci zdjęcie z nim na jakiejś dyskotece.
– powiedziała Paulina wyjaśniając zanim zdążyłam o cokolwiek zapytać. Jakby
czytała mi w myślach.
To
wszystko tłumaczyło. Chester. Tłumaczyło, ale zarazem komplikowało, zmieniało,
mieszało. Czy naprawdę teraz moje życie miało się tak diametralnie zmienić tylko
dlatego, że poznałam wielką sławę.? Zaczynało mnie to coraz bardziej przerażać.
Przygryzłam wargi i usiadłam na pierwszej lepszej pobliskiej ławce obok
jakiegoś chłopaka, który kompletnie mnie nie obchodził. Paulina odciągnięta
przez Martę, która doskonale rozumiała, że potrzebuję chwile dla siebie,
trajkotała jak najęta. Zaczełam trochę współczuć przyjaciółce.Teraz miałam
tylko jedno w głowie. Skandal. Może nie jakiś wielki na masową skale, ale mój
osobisty. Przespałam się z Harrym i to już było straszne, a teraz cały świat
wiedział, że poznałam Harrego Styles’a. Miałam nadzieję, że bezczelni
dziennikarze niczego innego nie wywęszą. Właściwie nie było na to szans.
Przecież cały czas byliśmy w Holmes. Ale czy na pewno? Tak czy inaczej wszystko
miało zostać wielką tajemnicą. Może wszyscy zapomną o mnie za jakiś czas? Może.
-
Cześć. – odezwał się do mnie chłopak siedzący obok, na którego nie zwracałam
uwagi. Obróciłam się i w pierwszej chwili obrzuciłam go drwiącym spojrzeniem,
lecz szybko się poprawiłam. Przede mną siedziało moje marzenie. I mówiło do
mnie. A teraz czekało na odpowiedź.
- E?
Cześć? Czemu do mnie coś mówisz?- zapytałam trochę naiwnie. Chłopak zaczął się
śmiać, choć przecież nic śmiesznego nie powiedziałam. Skrzywiłam się lekko, ale
postanowiłam wykorzystać sytuację jaka mi się nadarzyła. Drugiej okazji może
nie być.
-
Spodobałaś mi się. Kojarzę cię już od dłuższego czasu i chciałbym się z tobą
umówić.
Wiedziałam
dlaczego to mówił. Teraz byłam popularna i naprawdę miałam świadomość, że nie powinnam
się z nim spotykać, ale co zrobiłaby na moim miejscu każda inna dziewczyna,
gdyby zaprosił ją na randkę chłopak, o którym śniła cały rok? Teraz jego motywy
były całkiem błahe. Może pozna prawdziwą mnie i się we mnie zakocha? Mogę to
tłumaczyć moją naiwnością, ale zawsze jest szansa. W końcu jestem osobą, w
której się można zakochać. Jestem? Nawet jak nie jestem to może on dostrzeże to
„ coś”. Warto spróbować, zaryzykować. Może się uda. Inaczej na pewno nie.
-
Jasne. Czemu nie?
I tak
zaczęła się moja popularność, po tym jak popełniłam drugi raz ten sam błąd,
jednak bez zbliżenia. Zyskałam wspaniałego chłopaka, cudownych znajomych i niesamowite
życie. Tylko czy to było szczere? Nawet po dwóch miesiącach nie byłam tego do
końca pewna. Moi starzy znajomi przestali dzwonić, nowi zasypywali mnie smsami,
chłopak porywał na kręgle. Byłam w centrum życia towarzyskiego. Jednak czegoś
mi brakowało, a najgorsze było to, że umiałam to zdefiniować. Brakowało mi
akceptacji. Mimo, że miałam tylu „przyjaciół” i należałam do ich grona, oni
kompletnie mnie nie rozumieli. Nawet mój chłopak, Kuba był całkiem inny niż ja.
Na innej planecie. Należał do innego świata.
Czekałam.
Czekałam długi czas, aż coś się zmieni, ale ile można czekać. Wszystko
zaczynało mnie przytłaczać. Nie miałam ochoty wychodzić z domu i straciłam
zapał by chodzić na wszelkie imprezy. Kuba zamęczał mnie całymi dniami bym
gdzieś się z nim wybrała, pokazała światu, ale ja nie miałam ochoty. I mimo, że
całe halo na mój temat dawno minęło on nie miał dość.
I tak
nadeszła wiosna, a później przyszły matury. Ostatni czas szkoły. Miałam się
wyrwać z mojej rzeczywistości, by odnaleźć nową. Złożyć podanie na studia i
znaleźć nowe otoczenie. Wejść w ten banalny system, w którym wszyscy dążą do
sukcesu i wziąć udział w niekończącym się wyścigu szczurów. Porzucić marzenia
dzieciństwa i zderzyć się z betonową ścianą realizmu, za którą czeka mnóstwo
nieżyczliwych osób gotowych w każdej chwili kopiąc mnie w tyłek.
-
Oliwia? Jesteś tu ze mną?- zapytał Kuba pocierając moją dłoń.
- Nie
do końca. – odpowiedziałam sama do końca nie wiedząc co mówię. Kuba chyba
poczuł się urażony,
- To
jaki to ma sens? To już nie pierwszy raz. Jesteśmy ze sobą niecałe trzy
miesiące, a ostatnio zachowujesz się jak znudzona. Chcę, żebyś wiedziała, że mi
to przeszkadza.
- To co
tu jeszcze robisz?- zapytałam wytrącona z równowagi. Przeżyłam z nim cudowne
chwile, ale wszystko wydawało się, jakby działo się poza mną. Na początku
cieszyłam się, że taki chłopak jak on się mną zainteresował, ale potem zaczełam
się zastanawiać ile z tego było naprawdę.
-
Chcesz ze mną zerwać?- zapytał puszczając mnie i cofając się kilka kroków,
wstrząśnięty.
- Nie,
ale czemu jesteś taki zdziwiony. Z tobą to nie można? Teraz w sumie to już nie
wiem. Jesteśmy po maturach, praktycznie zaczęły się wakacje widzisz dla nas
przyszłość? Jesteś ze mną nieszczery i spotykamy się.. Sama nie wiem dlaczego,
co ty we mnie widzisz? Jestem laską i spotkałam Harrego Styles’a ? Takie
argumenty to sobie możesz wsadzić.! – wyrzuciłam z siebie wszystko mocno
gestykulując. Faktycznie tego dnia nawet przez chwilę nie byłam sobą.
- Co ty
w ogóle mówisz?! Masz jakieś chore kompleksy. Jestem z tobą, bo jesteś super, a
właściwe byłaś. Teraz jesteś tylko zakompleksioną laską bujającą w obłokach! A
wsadzić to mogę tobie, tylko, że ty mi nie dajesz..!
Sama
nie zauważyłam kiedy moja ręka wystrzeliła i chłopak dostał z całej siły, jaką
posiadałam, w twarz. Załapał się za zaczerwieniony policzek w kompletnym szoku.
-
Chciałeś ratować nasz związek, to mogłeś być choć troszkę delikatniejszy!-
wykrzyczałam mu w twarz.
-
Przyjaciółmi to my raczej nie zostaniemy.- syknął ciągle masując swój policzek.
-
Raczej nie. Nie zbliżaj się do mnie nawet na dwa kroki. Znajdź sobie może taką,
której będziesz mógł wsadzić cokolwiek tylko chcesz. Radzę poszukać w domu
publicznym.- powiedziałam i bez większych ceregieli odeszłam. Słyszałam jak
chłopak zaczął kląć i poszedł w swoją stronę. Westchnąłem. To miał być koniec.
Opadło ze mnie całe napięcie. Poczułam się wolna. Szły wakacje, a ja mogłam
wszystko. Miałam, jako maturzystka cztery miesiące, które teraz mogłam
wykorzystać jak tylko chciałam nie przejmując się osobami, na których mi nie
zależało. A może zależało? Czułam coś do Kuby, ale na początku. Teraz byłam wolna.
Pierwsze co to musiałam odświeżyć moje stare, podupadłe znajomości, które przez
niego straciłam.
Związek
z tak popularnym, przystojnym chłopakiem, był bardzo ciekawym doświadczeniem,
ale nie miał przyszłości. Po bolesnym uświadomieniu sobie tego, miałam zamiar
wziąć życie we własne ręce i nie puszczać. To był mój czas.
Do domu
wróciłam późno w świetnym humorze, który polepszył mi list od Gemmy na facebook’u.
Uśmiechnęłam się szeroko do siebie i poszłam do matki by poinformować ją o
moich planach.
- Mamo,
jadę w pierwszym miesiącu wakacji to Gemmy do Holmes Chapel. – powiedziałam
szczerząc się jak głupi do sera. Siedzący przed telewizorem Karol podniósł
zaciekawiony głowę i uśmiechnął się tajemniczo.
- Chyba
coś ci się pomyliło, koteńku.. W pierwszym miesiącu jedziesz do ojca do
Londynu. Bez dyskusji. Nie widział was już tak długo i ma prawo.
- A
Gemma? Też się z nią długo nie widziałam. – zaprotestowałam.
-
Ojciec powinien być twoim priorytetem. Wiesz co masz zrobić. – powiedziała i
wyszła. Przysiadłam na fotelu.
-
Przykro mi, siostra. Tak trzeba. – rzucił Karol.
I tak
mój dobry humor odszedł w siną w dal. Analizując wszystko na chłodno to moje
życie runęło. Zerwałam z chłopakiem, straciłam znajomych, nie spotkam się z
Gemmą. Ciężar moich błędnych decyzji zaczął mnie przytłaczać. Miałam ochotę
schować głowę w piasek, ale wiedziałam, że to nie jest najlepsze rozwiązanie.
Po pierwsze nie pożyłabym długo, a po drugie nie mogłam uciekać przed
wszystkimi problemami. Nie były one w końcu tak wielkie. Musiałam się zacząć
przygotowywać, że problemy dorosłości są jeszcze gorsze i kiedyś również z nimi
będę musiała sobie poradzić. Musiałam, wiec odrzucić to co chciałam i wykonać
to do czego mnie zmuszali. Przyjemności później.
Och,
gdybym wiedziała, że przyjemności zmienią się w nieprzyjemności.
***
Miałam to podzielić na dwie części, ale stwierdziłam, że raz dłuższe może być. Nie chciałam was też katować brakiem akcji. W następnym już będzie, a potem mam nadzieję, też nie będziecie usypiać z nudy, bo szykuję coś.. coś. Powiem tylko, że tym razem postaram się moją główną dramatyczną cechę rozmnożyć dwa razy, więc.. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Już wprowadziłam pewne zmiany, które się dopiero ukażą za jakiś czas, bo mam kilka odcinków do przodu. ; ) Mam nadzieję, że mój nowy pomysł, który ewoluuje z każdym dniem będzie dla was zaskoczeniem, i że się spodoba. Postanowiłam w to włożyć całą siebie, jak mówiłam to raczej moje ostatnie tego typu opowiadanie. Potem zobaczymy.
DZIĘKUJE!!! Dziękuję, za tyle komentarzy, o matko wiecie jak mi dorobić skrzydła.! Kocham was!
Teraz wiem, że was na dużo stać, więc błagam o więcej. Komentujcie! Enjoy!
Pozdrawiam.!
H.